Archiwum Polityki

Dwie na huśtawce

O tym, że Joanna Szczepkowska i Krystyna Janda bardzo się nie lubią, środowisko wiedziało od dawna. Ale po gwałtownym spięciu w zeszłym tygodniu okazało się, że obie panie nie są w stanie dłużej pracować pod jednym dachem.

Joanna Szczepkowska zapala papierosa, wzdycha, popija wodę z cytryną. Po tym, co się stało, wciąż czuje się oszołomiona, bez przerwy odbiera telefony w wiadomej sprawie, wyjaśnia, tłumaczy. Powiada, że scysji w teatrze nic nie zapowiadało, chociaż z drugiej strony wyczuwało się ciszę przed burzą, były podejrzenia, że coś się musi zdarzyć, musi pęknąć. – Nie chodziło o Jandę, ale o teatr – podkreśla. Teatr, który jej zdaniem od kilku lat pogrążał się w bałaganie repertuarowym, w pospiesznych realizacjach pozycji lekkich, farsowych i mało ambitnych superprodukcjach. Takie spektakle demoralizują zespół, uważa, niektórzy koledzy z wysokimi aspiracjami traktowali sprawę poważnie, a jeden z nich nie wytrzymał i odszedł twierdząc, że nie zamierza zmarnować sobie zawodowej kariery.

Aż tak źle chyba nie jest – oponuje chcący zachować anonimowość krytyk teatralny, który przyznaje jednak, że na politykę repertuarową Powszechnego wielki wpływ od lat ma Krystyna Janda. Wykorzystując swoją pozycję oraz siłę własnych pomysłów, faktycznie współdecydowała o tym, jakie w teatrze grano sztuki i jakich zatrudniano reżyserów. – Ona w tym teatrze realizowała siebie. Zamawiała tłumaczenia tekstów, grała, sama reżyserowała. Odniosła sukces, ale niektórym kolegom to się nie podobało, bo działała pod szyldem teatru. I rodziło się pytanie, dlaczego wszystko odbywa się pod jej dyktando, skoro jest tylko jednym z członków zespołu.

Magiel się zrobił

Kilkanaście dni temu dyrektor teatru zwołał zebranie zespołu, żeby wybrać nową radę artystyczną, która, jak twierdzi Joanna Szczepkowska, „do tej pory istniała, chociaż jej działanie było fikcją”. Nowa rada miała energiczniej włączyć się do dyskusji o przyszłości sceny.

Polityka 14.2004 (2446) z dnia 03.04.2004; Kraj; s. 32
Reklama