Bombel – tytułowy bohater opowiadań Mirosława Nahacza – ma 38 lat, dzieci i żonę, która uciekła do miasta, niespłacane alimenty i komornika na głowie. Po prawdzie nie ma on co bohaterowi zabrać, bo ten w zasadzie wszystko, z inwentarzem włącznie, sprzedał i przepił. Aha, Bombel ma jeszcze swoje opowieści. Poznajemy go bladym świtem, gdy w swojej wiosce siedzi na przystanku, opowiada sam sobie i czeka na Pietrka, bo może kumpel postawi jakąś wódeczkę albo wino. A jeśli on się nie zjawi, to może przyjdzie ktoś inny, kogo uda się naciągnąć na fajkę albo parę groszy. I tak to z ust Bombla słyszymy historie o Cyganach, miejskich sybarytach, którzy w tych górskich okolicznościach przyrody „za spanie w sianie płacili jak za jakiś hotel z wodnymi łóżkami”, o hipisach z gitarami, potopie i pożarze, kolegach, co to ich od picia szlag trafił, a także o tym, jak to do naszego pijaczka przyszła Najjaśniejsza Panienka.
W debiutanckiej książce „Osiem cztery” 20-letni dziś Mirosław Nahacz sportretował pokolenie młodych Polaków, dla których podstawowym przeżyciem jest doświadczenie kapitalizmu III Rzeczypospolitej. „Bombel” to z kolei świat ukazany od drugiej strony: z perspektywy zapaści cywilizacyjnej i życiowej abnegacji bohaterów wyrzuconych na margines tego, co dumnie nazywamy transformacją ustrojową. Nowy wspaniały świat znają oni jedynie z telewizyjnych seriali czy namiętnie oglądanych teleturniejów.
Książka Nahacza wpisuje się w nurt gawędy, gdzie bohaterem jest wiejski prostaczek, który czasem potrafi skomentować rzeczywistość celniej i ostrzej niż niejeden wytrawny badacz polskiej rzeczywistości. Oto lekcja ekonomii w wykonaniu Bombla: „A ty ch..., możesz mnie nie lubić, możesz o mnie myśleć jak o psim gównie, ale jak cały miesiąc pracujesz, to robisz też na mnie, a jak pierwszego dostajesz wypłatę, to nawet nie zdajesz sobie sprawy z faktu, że nie ma tam tej części pieniędzy, które państwo odpala mi w związku z powszechnym prawem rent i emerytur”.