Nikt nie potrafił wejść w manifestację tak jak Piotr Ikonowicz, były poseł z PPS. Pięści w górę, marszowy krok, dudniący chodnik, Międzynarodówka na sygnałówce i powiewające sztandary, a na jednym z nich el commendante Che. Ikonowicz wchodził, a długowłosy student ukrzyżowany na drewnianym logo dolara jakby bladł i tracił posmak inteligentnego żartu. W globalnym świecie zwycięża ten, kto potrafi przyciągnąć media, a do Ikonowicza pobiegli wszyscy fotoreporterzy. Także ten, który najwyraźniej spodziewał się ostrego ostrzału i walk na płyty chodnikowe – ubrany w hełm i kamizelkę kuloodporną. Obficie się pocił, z trudem biegł.
– Mówimy „nie” władzy wielkich korporacji! – krzyczeli ludzie spod sztandarów Che.
a) budujemy różnice
Jeśli manifestacja ma się udać, najpierw należy w prostych słowach podkreślić, że to my jesteśmy ludem, a uczestnicy Szczytu Ekonomicznego to sukinsyny. Dobrze jest także jasno zaznaczyć różnice między naszą walką o sprawiedliwość na ulicach a ich dobrą zabawą w hotelu Victoria za pieniądze podatnika. Warto wyobrazić sobie ich tłuste od ostryg usta w opozycji do naszych pustych żołądków.
– Obsceniczny raut biznesmenów, polityków i generałów! – ujmował to Filip Ilkowski, jeden z organizatorów marszu sprzeciwu.
Wtórowały mu radykalne czirliderki w stylu punk. Udowadniały, że przekaz może być jeszcze prostszy, demokratyczny, niekodowany:
– Kurwa, nas to po prostu wkurwia! – krzyczała najpiękniejsza z nich. – Polecimy fristajlem, żebyśmy zaczęli tu demonstrować, jak bardzo jesteśmy przeciwko temu szajsowi, który odbywa się w naszym pięknym mieście! Życzymy wszystkim miłej demonstracji!
Pochód ruszył.