Wspólne duże biurko braci Piotra i Pawła Wosiów w poznańskiej siedzibie firmy stoi tuż przy oknie. Okno wychodzi na położony piętro niżej supermarket. W ten sposób szefowie w każdej chwili wiedzą, co dzieje się w interesie. Czy obsługa dba o porządek, czy towar jest odpowiednio ułożony na półkach. Pracownicy czują, że są obserwowani, ale podobno nie obawiają się tego. W firmie panuje rodzinna atmosfera. Większość pracujących jest ze sobą na ty, do szefów zwracają się „szefie Piotrze”, „szefie Pawle”. Być może właśnie to gospodarskie podejście, nadzór właścicieli nad każdym szczegółem – od wyboru lokalu i rozplanowania regałów, po ułożenie egzotycznych owoców na stoisku – zdecydowały o sukcesie supermarketów Piotr i Paweł.
Rodzinna firma z Wielkopolski, której nazwa wzięła się od imion założycieli, pojawia się w kolejnych miastach. Niedawno z dużą pompą otworzyła swój drugi sklep w Warszawie, w nowym centrum handlowym Blue City. Na to eksponowane miejsce ostrzyło sobie zęby kilka większych zagranicznych firm. Ale na próżno. – Od początku chciałem, żeby był tu właśnie Piotr i Paweł. Moim zdaniem to najlepsza sieć supermarketów w Polsce – mówi Yoram Reshef, dyrektor generalny Blue City.
Poznaniacy mówią, że rodzina Woś ma interesy we krwi. Dziadek prowadził przed wojną sklep ze słodyczami w poznańskim rynku. Sklep przetrwał okupację, ale nie przetrwał prowadzonej przez władzę ludową „bitwy o handel”. Dziadek Woś wyuczył się więc nowego zawodu: został kaletnikiem. Robił słynne na całą Wielkopolskę rękawiczki z cielęcej skóry. Jego syn – a Piotra i Pawła ojciec – przez wiele lat zarządzał jednym z największych w rejonie przedsiębiorstw budowlanych. Piotr (40 lat, starszy z braci) miał iść w ślady ojca.