WBiurze Informacji Zjednoczenia Polskiego telefon urywa się od rana. Większość chce się dowiedzieć, gdzie dostać formularze potrzebne do rejestracji. Są przekonani, że rejestracja stanowi furtkę do pracy. Kolejność jest jednak inna: najpierw trzeba znaleźć pracę, aby pracodawca mógł złożyć podpis na formularzu. Na ścianie biura wywieszona jest instrukcja, jak go wypełniać.
– Dlaczego to tylko po angielsku? – złości się starszy mężczyzna. W Polsce „jeździł na autobusach”. Syn, do którego przyjechał, mówił mu, że w Londynie potrzeba kierowców. Więc gdzie ma się zgłosić? Dziwi się, gdy słyszy, że nikt nie wpuści go za kierownicę bez zrobienia odpowiedniego kursu.
– W moim wieku mam jeszcze się uczyć? Przecież wiem, jak kręcić kółkiem – mówi. Wreszcie zgadza się, że na początek będzie musiał robić coś innego. Gdzie ma szukać pracy? Najlepiej w biurze pośrednictwa, tzw. Job Centre. – Czy tam mówią po polsku? Nie?! To jak wyście to zorganizowali? – wychodzi trzaskając drzwiami.
Do tej pory w biurze ktoś pojawiał się raz na kilka dni.
W kwietniu wszystko się zmieniło. Pytania dotyczą przede wszystkim nowych przepisów. Wiele osób uważa, że biuro to agencja zatrudnienia. W telefonie głos młodego chłopaka: Jestem na stacji Victoria. To gdzie mam przyjechać, byście mi dali te robote?
Okazuje się, że pośrednik, któremu zapłacił jeszcze w Polsce pokaźną sumę, był zwykłym oszustem. Już tutaj na miejscu ktoś dał mu telefon biura. W podobnej sytuacji znalazło się dwóch mężczyzn. Po dwóch dniach szukania pracy w Londynie chcą wyruszyć na północ kraju, bo słyszeli, że tam łatwiej.
Według informacji zebranych przez gazetę „Evening Standard” na lotniskach Heathrow i Stanstead, w porcie Dover oraz na Victorii, w ciągu pierwszych 72 godz.