Archiwum Polityki

Gen na ząb

Już także w Polsce, nie zdając sobie z tego sprawy, zjadamy produkty inżynierii genetycznej na przykład w jogurtach, kiełbasie i czekoladzie. Czy jest się czego bać? Czy grozi nam inwazja „genetycznych mutantów”? Czy to tylko kolejny straszak ekologów?

Nawet 70 proc. produktów na półkach europejskich sieci handlowych może zawierać domieszki GMO, genetycznie zmodyfikowanych organizmów, choć nie informują o tym etykiety. Wykrywanie GMO nie stanowi wielkiego problemu technicznego: potrzebne jest dobrze wyposażone laboratorium i wykwalifikowany personel. Ale gdyby chcieć szukać GMO w każdej partii produktów sprowadzanych do Europy albo w wytwarzanych na miejscu z użyciem na przykład zmodyfikowanej genetycznie soi, to należałoby z budżetu państwa wydawać rocznie setki milionów euro.

Czy jest więc sens zabraniać – a w Unii Europejskiej od pięciu lat obowiązuje moratorium na sprowadzanie GMO – importu transgenicznej (czyli zmodyfikowanej genetycznie) żywności, skoro takie zapisy de facto okazują się fikcją? Organizacje ekologów, z Greenpeace na czele, twierdzą jednak, że wręcz należałoby zaostrzyć kontrolę. Dla nich GMO to zagrożenie dla życia ludzi, a uprawy roślin transgenicznych to niebezpieczeństwo dla środowiska naturalnego. „Żywność Frankensteina” – wypisują na transparentach.

Zielonym udało się w ten sposób nastraszyć sporą część Europejczyków, w tym Polaków. A skoro opinia publiczna, czyli wyborcy, nieprzychylnie patrzą na GMO, tak samo reagują politycy. Dopiero w czerwcu 2003 r. Parlament Europejski zgodził się na import transgenicznej żywności, ale pod warunkiem, że produkty zawierające powyżej 0,9 proc. GMO będą specjalnie oznakowane. Przepis ten muszą jeszcze zatwierdzić poszczególne kraje Unii, co nie będzie takie łatwe, bo już oprotestowały go Dania i Austria.

Wszystko to bardzo nie podoba się Stanom Zjednoczonym, największemu na świecie producentowi GMO. Według departamentu handlu USA tamtejsze firmy, przede wszystkim kilka wielkich koncernów biotechnologicznych z Monsanto na czele, tracą rocznie 300 mln dol.

Polityka 37.2003 (2418) z dnia 13.09.2003; Nauka; s. 70
Reklama