Archiwum Polityki

Preambuła w bólach

Liderzy Unii tracą cierpliwość: po co kruszyć kopie o preambułę, skoro są problemy o wiele ważniejsze dla przyszłości Europy. No właśnie, po co?

Na długo przed rozpoczynającą się właśnie międzynarodową konferencją Unii szef konwentu europejskiego Valery Giscard d’Estaing ostrzegł, by nie majstrować za wiele przy konstytucji, bo to owoc wypracowanego w znoju kompromisu. Nie było konsensu w kwestii wzmianki o chrześcijaństwie, udało się za to wpisać do preambuły religię. Nawet chadeccy członkowie konwentu nad tym nie rozpaczali. – Polacy nie mają, czego chcieli, ale Francuzi też nie – mówił mi już w czerwcu w Brukseli Elmar Brok, przywódca chrześcijańskiej demokracji w Parlamencie Europejskim, deputowany do Bundestagu. Jednak przedstawiciele rządów Włoch, Hiszpanii, Holandii i Polski zapowiedzieli, że wrócą do sprawy preambuły. Niedawno poprosili o to w oficjalnym liście do obecnego przewodniczącego Unii, premiera Włoch Berlusconiego polscy biskupi. Odezwał się też papież.

Jan Paweł II podpisał w Rzymie końcowy dokument synodu biskupów europejskich, którzy debatowali, czym jest dziś Europa i jakie miejsce zajmuje w niej Kościół. Papież nalega, by wpisać do konstytucji UE „odwołanie do dziedzictwa religijnego, w tym szczególnie chrześcijańskiego, Europy”. I też przestrzega, ale przed skutkami historycznej amnezji: „Europejczycy sprawiają wrażenie żyjących bez duchowego zaplecza i niczym dziedzice, którzy roztrwonili dziedzictwo otrzymane od historii”. Spór zatem trwa. I jest gorący.

Tym razem nie chodzi o limity, procedury czy kompetencje, ale o duszę Europy.

Co wam szkodzi wpisać do preambuły dwa, trzy słowa o religii? – pytają zwolennicy tego postulatu. Czy to nieprawda, że bez chrześcijaństwa nie byłoby Europy? Że większość mieszkańców naszego kontynentu wciąż chodzi do jakiegoś kościoła, a przynajmniej określa się jako wyznawcy tej czy innej odmiany chrześcijaństwa?

Polityka 40.2003 (2421) z dnia 04.10.2003; Świat; s. 50
Reklama