Archiwum Polityki

Herbata z kokainą

Wgłośnej „Generation P” Wiktor Pielewin nie pozostawił suchej nitki na nowej Rosji i dorobkiewiczowskich Rosjanach. Jeszcze okrutniej obszedł się z nimi w wydanym właśnie po polsku „Małym palcu Buddy”.

Zrządzenie losu sprawia, że Piotr Pusto, młody pisarz pozbawiony wszelkich aspiracji politycznych, zostaje komisarzem bolszewickim podczas wojny domowej 1919 r. Powieść Pielewina jest skonstruowana tak, że oprócz walk „czerwonych” z „białymi” mamy tu drugi równorzędny wątek. Oto widzimy tego samego bohatera, tyle że w latach 90., zamkniętego z innymi pomyleńcami w szpitalu psychiatrycznym. Pusto to dla lekarzy prawdziwy kliniczny rarytas, bo jak tu inaczej nazwać pacjenta, któremu wydaje się, że wyparł z pamięci wszelkie wydarzenia współczesne, roi sobie natomiast, że zna dobrze Majakowskiego, Błoka i bohaterów rewolucji.

Swobodna, ale zarazem precyzyjna konstrukcja powieści, rozpiętość czasowa zdarzeń, obecność bohaterów historycznych obok postaci fikcyjnych oraz obfitość aluzji zarówno do wielkiej tradycji literackiej, filozoficznej, jak i do popkultury (w jednej ze scen Arnold Schwarzenegger krąży w stroju Terminatora koło telewizji Ostankino i opowiada monotonnym głosem o malarstwie Iwana Ajwazowskiego) mogłaby sugerować, że mamy do czynienia z jeszcze jednym przykładem modnej prozy postmodernistycznej. U Pielewina chodzi jednak o coś ważniejszego. „Mały palec Buddy” to przede wszystkim opowieść o istocie rosyjskości i naturze Rosjan, którzy „już dawno zrozumieli, że życie to sen”.

Kluczowym słowem książki jest pustka: diaboliczny Czapajew, postać jakby wyjęta z kart powieści Dostojewskiego, przekonuje głównego bohatera (nazywającego się nomen omen Pusto), że rzeczywistość jest jedynie subiektywnym rojeniem świadomości.

Polityka 40.2003 (2421) z dnia 04.10.2003; Kultura; s. 57
Reklama