W Unii Europejskiej będziemy musieli, jak inni, wydawać miliony na międzynarodową pomoc. Nie jesteśmy gotowi na taki gest. Polak chętnie wysupła parę groszy dla dwojga afgańskich dzieci pokazanych w telewizji. Ale uważa, że to nam należy się wsparcie.
Szkoła prowadzona w Bombo w Ugandzie przez ojca Bernarda i ojca Ryszarda – polskich salezjan – to jedyne miejsce w promieniu ponad stu kilometrów, w którym dzieci z biednych wiejskich rodzin mogą nauczyć się zawodu. Państwowe szkoły podstawowe często nie mają nawet dachu. Za średnie trzeba płacić: kilkanaście dolarów rocznie, ale i to jest zbyt wiele dla większości wieśniaków, którzy nie zarabiają praktycznie nic. W dużym kompleksie pedantycznie czystych baraków dziewczęta uczą się krawiectwa, a chłopcy – stolarki i hydrauliki.
Polityka
41.2003
(2422) z dnia 11.10.2003;
Kraj;
s. 36