Każdą formację polityczną ocenia się na tle innych. Dla obecnej polskiej prawicy tym tłem jest przede wszystkim rządząca lewica. W porównaniu z obecnym obozem władzy prawicowa opozycja MUSI prezentować się korzystnie i zyskiwać sympatię wyborców. Nawet gdyby nic lub niewiele robiła. Wystarczy, że nie będzie robiła głupstw.
Ale polska prawica, a raczej centroprawica jest w niezłej sytuacji nie tylko na skutek ewidentnych błędów i serii porażek lewicy. Prezentuje się znacznie solidniej od AWS nawet z okresu, gdy ten szykował się do zwycięskich wyborów parlamentarnych i miał duże poparcie społeczne.
Entuzjaści jedności prawicy cieszyli się, że AWS skupił – oprócz zwolenników Jana Olszewskiego – niemal całe prawicowe spectrum. W formule tego zjednoczenia kryła się zapowiedź przyszłej porażki. Prawicę zjednoczył związek zawodowy. Jego liderzy automatycznie stali się przywódcami prawicy. Korzystali z legendy wielkiej Solidarności – ruchu walczącego o niepodległość i demokrację, ale w heroicznych czasach Związku, w najlepszym razie tworzyli jej drugi i trzeci garnitur.
Jako działacze związkowi często pozostawali w sporze z państwem. Gdy po wyborach parlamentarnych 1997 r. przyszło im przejąć stery polskiej polityki, nie potrafili przemienić się w działaczy państwowych i myśleć kategoriami państwa. W gruncie rzeczy pozostali nadal działaczami związkowymi.
Inną słabością tamtej prawicy było zgromadzenie pod wspólnym dachem AWS partii, środowisk i ludzi bardzo różniących się od siebie programowo, ideowo, a nawet pod względem kultury politycznej. Spectrum od Gabriela Janowskiego po Czesława Bieleckiego było stanowczo zbyt szerokie. Proces dekompozycji tak pomyślanego obozu był nieunikniony, zwłaszcza że brakowało mu przywódcy z prawdziwego zdarzenia.