Obliczono, że łączna suma odszkodowań plus koszty sądowe i administracyjne przekroczyła w 1999 r. 165 mld dol. i stale rośnie. Stanowi to około 2 proc. PKB – dwa razy więcej niż w większości krajów wysoko rozwiniętych. Nie ma na świecie państwa, w którym sądy rozstrzygałyby tak wiele sporów i konfliktów.
W ostatniej dekadzie prawnicy puścili z torbami ponad 60 firm budowlanych zrujnowanych wypłatami rekompensat dla ofiar rakotwórczego azbestu. Potężne koncerny tytoniowe muszą zapłacić 246 mld dol. władzom stanowym za leczenie palaczy papierosów – umowę na ten temat zawarto w 1998 r. pod groźbą procesów. Zachęceni sukcesami adwokaci dobierają się teraz do skóry producentom broni (oskarżanym o odpowiedzialność za morderstwa), telefonów komórkowych (domniemane zagrożenie nowotworami mózgu) i śmieciowej żywności (junk food), którą wini się za epidemię otyłości. Do sądów w USA trafiają także pozwy wynikające z roszczeń przeciwko innym krajom, a nawet sporów de facto międzynarodowych. Choćby fala pozwów ocalonych z Holocaustu o restytucje utraconych majątków albo naprawę krzywd wyrządzonych przez III Rzeszę (praca przymusowa i niewolnicza), gdzie stronami były w istocie Niemcy i rządy krajów okupowanych przez Hitlera.
Kosztowne żarty
Amerykańska specjalność to osławione pozwy frywolne, w których można tylko podziwiać wynalazczość powodów. Oto rabuś bankowy Mortimer Hetsberger skarży kasjerkę w banku w Atlantic City o „zniesławienie i oszczerstwo” – żądając 1,5 mln dol. – gdyż powiedziała policji, że groził jej użyciem broni, co jakoby nie było prawdą. W stanie Karolina Północna ława przysięgłych zasądziła pół miliona na korzyść zabójcy Wendella Williamsona, który oskarżył swego psychiatrę o to, że ten nie docenił skali zaawansowania jego choroby psychicznej (uznanej za przyczynę zbrodni).