George Soros wypowiedział wojnę George’owi Bushowi. Oświadczył, że „celem jego życia stało się odsunięcie Busha”. Położył też na szali 15 mln dol. zapowiadając, że „jak będzie trzeba, to dołoży więcej”. Soros uważa usunięcie Busha za sprawę „życia i śmierci”, bo Ameryka kierowana przez Busha stanowi jego zdaniem „zagrożenie dla świata”.
Soros to amerykański miliarder, węgierski Żyd, intelektualista, jeden z najbogatszych ludzi świata, jedna z najgłośniejszych postaci światowej finansjery, jeden z najhojniejszych sponsorów demokratyzacji bloku posowieckiego, a także jeden z najwierniejszych uczniów Karla Poppera i konsekwentny wyznawca popperowskiej idei liberalnego „społeczeństwa otwartego”. Nie można mu zarzucić antyamerykanizmu, antysemityzmu, sympatii dla fundamentalistów islamskich (lub jakichkolwiek innych), lewactwa, francuskiej ksenofobii, szowinizmu wielkoniemieckiego ani europejskiej pychy. Nie jest wrogiem wolności ani przeciwnikiem „amerykańskiego stylu życia”. Nie ubiegał się i nie chce się ubiegać o publiczny urząd. Nie można więc również podejrzewać, że chce usunąć Busha, by zająć jego miejsce. To wszystko sprawia, że słów Sorosa nie należy puszczać mimo uszu.
Również ze względu na jego możliwości finansowe. Na realizację dotychczasowego „celu swego życia”, czyli „promowanie demokracji i budowanie społeczeństw otwartych” w różnych krajach świata (w Polsce głównie przez Fundację Batorego), w ciągu kilkunastu lat wydał prawie 5 mld dol. Zgodnie z prawem obdarowane organizacje amerykańskiej liberalnej lewicy (głównie fundacja ACT) nie będą mogły z tych pieniędzy finansować kampanii wyborczej demokratów.