Archiwum Polityki

Krajobraz jak z filmu

Gdzie zbiera się młoda warszawska bohema? W mieszkaniu Pawła Bulaszewskiego przy Nowym Świecie. Gospodarz przestał prowadzić księgę gości, gdy liczba nazwisk przekroczyła osiemset. Tu bywał Dariusz Gajewski, reżyser nagrodzonej na gdyńskim festiwalu „Warszawy”. Może teraz nakręci film według debiutanckiej powieści Bulaszewskiego?

Na zupełnym początku stulecia Paweł Bulaszewski, żoliborzanin, rocznik 1975, kończył Wydział Zarządzania na UW. Właśnie podjął pracę w prestiżowym koncernie komputerowym IBM. Miał za sobą epizodyczną działalność obywatelsko-partyjną w komitecie wyborczym Tadeusza Mazowieckiego. Układał się powoli w wygodnym i przewidywalnym łożysku zawodowym.

W okolicach piątego roku studiów odziedziczył po dziadkach niewielkie mieszkanie przy ulicy Nowy Świat, na przecięciu szlaków komunikacyjnych stolicy. Między Uniwersytetem a giełdą, między mostem Poniatowskiego i Dworcem Centralnym. To było ważne wydarzenie w życiu Pawła. Skończył z życiem wahadłowym, charakterystycznym dla mieszkańców Warszawy. Warszawiak podróżuje autobusem z punktu A do punktu B i z powrotem, a miasto ogląda zza brudnej szyby.

Teraz Paweł żywą tkankę miejską miał na wyciągnięcie ręki. Ludzi, sklepy, zdarzenia, dźwięki, marzenia i frustracje. Wystarczyło tylko wyjść z bramy. Trzeba dodać, że Paweł Bulaszewski lubi ludzi. Szczególnie lubi ich z boku obserwować, przyznaje Klara Kochańska, przyjaciółka.

Wkrótce jego mieszkanie zostało całodobowym towarzyskim centrum rozmowy, rozrywki i twórczości. Znajomi szybko odwzajemnili sympatię Pawła. Odnaleźli się przyjaciele z ogólniaka (m.in. Łukasz Garlicki, który w międzyczasie został aktorem). Przyprowadzali nowych. Według Klary Kochańskiej, dojrzałej dziewiętnastolatki, tak się złożyło, że Nowy Świat stał się azylem dla tych, którzy uciekali przed spowszednieniem, chcieli realizować spektakle teatralne, kręcić filmy, robić zdjęcia, tańczyć i śpiewać, bo czuli się trochę artystami.

Paweł ma na ten temat własną teorię. Jeszcze pięć lat wcześniej były szersze perspektywy i czas podniecających awansów.

Polityka 47.2003 (2428) z dnia 22.11.2003; Kultura; s. 68
Reklama