Wsztuce Machulskiego aż 73 proc. rodaków wypowiedziało się przeciw Europie. Nastały czasy tryumfu swojskości i swojaków, prezydentem zaś został niejaki Bartosz Czop, wieśniak („żona jest na gospodarstwie 300 kilometrów stąd”). Żebyśmy od razu mieli wyobrażenie, jak ów nowy prezydent RP wygląda, powiedzmy, że gra go Andrzej Grabowski, aktor bardzo charakterystyczny, gwiazda serialu „Świat według Kiepskich”. Od pierwszej sceny widać, że to prymityw (po wejściu do prezydenckiego gabinetu wyjmuje kapcie z reklamówki), za to bardzo pewny siebie. „Co wy nie rozumiecie, że my teraz kręcimy te lody” – zwraca się do sojuszników w improwizowanym exposé. Spośród innych, zresztą niewielu, jego mądrości życiowych jest też następująca: „Kto ma miętkie serce, musi mieć twardą dupę”. W ogóle polszczyzna, którą się posługuje, nie jest nazbyt wykwintna, czego dowody daje w rozmowie z poprzednikiem, prezydentem niewątpliwie reprezentującym etos inteligencki (Jan Machulski), którego przepędza bez ceregieli, mówiąc: „Do widzenia się z państwem”
„Dzień dobry” powie natomiast swoim najbliższym współpracownikom, sądząc z wyglądu, reprezentującym te same dolne warstwy plebejskiej elity, może z wyjątkiem premiera Franciszka Ciumaka. (Jan Frycz z przylizanymi włosami i wąsikiem przypomina jako żywo jednego z liderów partii stawiającej na piedestale wartości życia rodzinnego). Prezydent Czop syci się swą władzą, bardzo mu się podoba być prezydentem, choć nie od razu wie, czym ma się dokładnie w nowym miejscu pracy zajmować. Ping-pong najwyraźniej go nie pociąga, lubi natomiast grać w minifutbol z asystentami. A już wręcz wpada w stany ekstatyczne, kiedy wraz z członkami gabinetu skacze po kanapie. Bycie głową państwa to naprawdę niezła zabawa.