Tak źle jeszcze nie było – alarmują organizacje zajmujące się ochroną zwierząt. Manipulacje przy ustawie O ochronie zwierząt, uchwalonej w 1997 r., trwają właściwie od momentu jej uchwalenia, ale ostatnio przekroczyły granice przyzwoitości. Zapisy, które mogłyby stanowić jakąkolwiek niedogodność dla lobby hodowców czy myśliwych, są skreślane lub przerabiane. Każda nowelizacja jest zmianą na gorsze. Organizacje pozarządowe zajmujące się zwierzętami zostały pozbawione uprawnień przysługujących im od 70 lat. Prawo nowelizuje się w konspiracji.
W ustawie O organizacji hodowli i rozrodzie zwierząt gospodarskich jednym pociągnięciem pióra jelenie i daniele zostały przemianowane ze zwierząt dzikich na gospodarskie, czyli rzeźne. Nowelizacja ustawy O ochronie przyrody praktycznie likwiduje Straż Ochrony Przyrody, w której kilkanaście tysięcy społeczników działało na rzecz zachowania środowiska. Nowelizację prawa łowieckiego myśliwi wymościli sobie, jak chcieli. Rozporządzenie ministra rolnictwa określające normy przestrzenne dla zwierząt hodowlanych ociera się o granice barbarzyństwa. Nad transportami koni zaległa martwa cisza, choć po deklaracji premiera, że rozważa ich zakaz, wydawało się, że to jedno pójdzie ku lepszemu.
Cynizm majstrowania przy prawie polega na tym, że zwykle odbywa się ono pod hasłem dostosowania do norm unijnych. Do ustawy, która rzeczywiście jest niezbędna, dopisuje się przepisy w stylu: odstrzał bezdomnych psów i kotów przez myśliwych, albo powołuje się na przestarzałe dyrektywy, o których wiadomo, że niedługo będą zmienione. Gdzie nie da się nic zmajstrować bez naruszania przepisów Unii, jako jedyny organ uprawniony do kontroli wpisuje się Inspekcję Weterynaryjną. Przedstawiciel tej instytucji na filmie nakręconym w rzeźni przez Animalsów ze spokojem przygląda się świni wrzucanej żywcem do wrzątku.