Oto nagle pewnego pięknego dnia Dariusz Drzymalski wypowiada wojnę III Rzeczypospolitej. Były zawodowy wojak nie żartuje: wysadza w powietrze most Poniatowskiego w Warszawie, kilka innych podobnych obiektów, zakłady petrochemiczne, a nawet odcinek rurociągu jamalskiego. Przy tym wszystkim groźba wysadzenia w powietrze domu premiera Bauera, paru ministrów, posłów i innych vipów to już pestka, podobnie jak ofiary wśród wojskowych i niekiedy cywilów.
Dodajmy, że Drzymalski ma swoje powody, by mścić się na państwie polskim, a w dodatku postępuje honorowo, bowiem swoje ultimatum przedstawia na antenie radiowej Trójki. W pogoń za nowoczesnym wcieleniem Janosika obeznanego nieźle z pirotechniką rusza też osobliwa para: psycholożka na usługach armii oraz wuefista, niejaki Kiernacki, niegdysiejszy żołnierz zawodowy i przełożony Drzymalskiego.
Nasz terrorysta mści się za krzywdy rozliczne: skorumpowani sędziowie jednym wyrokiem zniszczyli jego życie i godność, przy tym nie ukarali tych, którzy bezwzględnie wystąpili przeciw rodzinie Drzymalskiego. On zaś ma porachunki i z innymi: a to z lekarzem dbającym o swoje luksusy, a nie dobro pacjentów, a to z dyrektorem szpitala „przejadającym zarobki sześciu lekarzy”, a to z kapelanem-karierowiczem.
W „Drzymalskim przeciw Rzeczpospolitej” Artura Baniewicza, autora m.in. „Góry trzech szkieletów”, cokolwiek absurdalny pomysł fabuły broniłby się, gdyby opowieść o skrzywdzonym bohaterze przybrała postać historii o mechanizmach władzy na różnych szczeblach albo przynajmniej wyrazistej satyry na korupcyjną mentalność rozmaitych wpływowych osób. Tak pozostaje nam tylko zapewnienie premiera Bauera, który w orędziu do narodu ogłasza, że „czas wypowiedzieć wojnę marnym i nieuczciwym sędziom, policjantom czy urzędnikom (.