Archiwum Polityki

Zalotnik i panna

Akcje banku Pekao SA, po zdumiewającej batalii o ich wstępny rozdział, trafiły właśnie na giełdę. W ten sposób zakończył się pierwszy etap prywatyzacji największej polskiej instytucji finansowej. Prawdziwa rozgrywka o panowanie nad Grupą Pekao SA, a nawet o kształt polskiego sektora bankowego, dopiero się jednak zaczyna. Na razie można o niej powiedzieć tylko jedno: będzie zażarta jak nigdy.

W minionych tygodniach w ofercie publicznej dzielono zaledwie 15 procent akcji Pekao SA. Cały pakiet, wartości około miliarda złotych, pocięto na trzy transze - dla małych, dużych i instytucjonalnych inwestorów. Do wzięcia było w sumie 20,6 mln akcji. Giełda zadrżała, bo wiadomo, że rozdział akcji prywatyzowanych banków na rynku pierwotnym zawsze stanowił dobrą okazję do ostrej, ale jednocześnie mało ryzykownej gry. Sprzedający, czyli Skarb Państwa, chciał w tym pierwszym rozdaniu wyraźnie poprawić szanse drobnych inwestorów i do ostatniej chwili, zgodnie ze swoimi uprawnieniami, powiększał ich pulę. Wiadomo było z góry, że kupujący, bogatsi o doświadczenia z ubiegłego roku, na potęgę będą brali kredyty i redukcja ofert kupna jest nieunikniona. Ale nawet najlepszych analityków zaskoczyły, przy stosunkowo wysokiej cenie wyjściowej, rozmiary popytu i jego główne źródło. W trzy dni po giełdowym przydziale akcji okazało się, że we wszystkich trzech transzach ogromne zamówienia składał Bank Handlowy, wieczny konkurent do ręki Pekao SA.

Dziś wiadomo, że po blisko 90-procentowej redukcji ofert kupna, którą sam w głównej mierze wywołał, udało mu się zgromadzić około 4,6 procent akcji. Przy okazji wzburzył jednak mocno zarówno zarząd prywatyzowanego banku, jak i sprzedającego, czyli Skarb Państwa. Co to za gość - argumentowano - co przychodzi na wytworny bal niezaproszony?

Tymczasem z prawnego punktu widzenia wszystko było w porządku. Prospekt emisyjny został tak sformułowany, że oferty dla małych i dużych inwestorów nie zostały od siebie oddzielone. Jego twórcy z CS First Boston nie chcieli ponoć zamykać możliwości kupna akcji tym firmom, które były za małe, żeby brać udział w transzy dla dużych inwestorów. Prezes Giełdy Papierów Wartościowych Wiesław Rozłucki, podobnie zresztą jak kilku innych ekspertów, taką konstrukcję prospektu uważa za błąd.

Polityka 27.1998 (2148) z dnia 04.07.1998; Gospodarka; s. 51
Reklama