Archiwum Polityki

Ocean Niespokojny

Amerykańskie zabiegi podczas dziewięciodniowej wizyty Billa Clintona w Chinach to gra o Wielkie Jezioro Przyszłości - Pacyfik. Rosja jest za słaba, by się do niej włączyć. Chiny staną się wiodącym mocarstwem regionalnym, a dobra współpraca z nimi będzie zapewne dla Ameryki ważniejsza niż sojusz z Japonią. Możemy nawet dożyć czasów, kiedy większe uznanie międzynarodowe będą budzić totalitarne Chiny niż demokratyczne Indie.

- Mimo że góry im w tym przeszkadzają, rzeki i tak będą płynąć na wschód - takim cytatem poety Xing Qi chiński prezydent Jiang Zemin zakończył wywiad dla prasy amerykańskiej na powitanie prezydenta Clintona. Oznaczało to: zastanówcie się. Mamy 1,2 miliarda mieszkańców, niedawny, bardzo poważny kryzys azjatycki niemal nas nie dotknął. Utrzymujemy tempo wzrostu powyżej 8 proc. Warto więc starać się o nasze sympatie. Amerykański ekspert William Pfaff wykłada chiński zamysł jeszcze prościej: - Celem Chin jest pozyskanie amerykańskiego poparcia dla ich wiodącej roli w Azji - kosztem Japonii, Indii i Rosji.

Kosztem Rosji, to oczywiste. - Kiedyś baliśmy się Rosji, bo była silna. Dziś boimy się jej, bo jest słaba - zauważa melancholijnie amerykański dyplomata. Pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego, tyle razy uzależniana od programów naprawy rosyjskiej gospodarki czy już choćby samego systemu podatkowego, musi płynąć i tak. Jest to jednak pomoc publiczna. Co do inwestycji rynkowych, to Chiny otrzymują dziś dziesięć razy więcej amerykańskich pieniędzy niż Rosja.

Niemodny wróg

A przecież polityka USA wobec Chin dopiero się kształtuje i prezydent Clinton wcale nie zbiera w Ameryce samych pochwał za swoją rekordowo długą podróż ani tym bardziej za pomysł "konstruktywnego, strategicznego partnerstwa" z Chinami. Zmiana polityki jest widocznie zbyt szybka dla opinii publicznej, która ma ciągle przed oczami masakrę na placu Tiananmen. Prezydent Ronald Reagan mógł nazwać ZSRR "imperium zła", a niedługo potem porzucić owo określenie. Bill Clinton - choć nigdy nie traktował komunistycznych Chin zbyt surowo - nie przekonał antychińskiego lobby w Waszyngtonie.

Jeszcze w ubiegłym roku Chiny były modnym wrogiem USA. Kiedy inne kraje, zwłaszcza Francja, starały się łagodzić krytykę Chin, w Ameryce ukazała się głośna książka "Nadchodzący konflikt z Chinami".

Polityka 28.1998 (2149) z dnia 11.07.1998; Świat; s. 34
Reklama