Archiwum Polityki

Poezja mleczna

O tym, że Andrzej Mleczko świetnie rysuje i znakomicie widzi absurdy przenikające naszą rzeczywistość, nikogo nie trzeba przekonywać, zwłaszcza zaś czytelników „Polityki”. Ci, którzy dodatkowo czytają „dymki” na jego obrazkach, wiedzą także, że ma on świetny słuch językowy i umiejętność celnego zapisu tego, co uda się podsłuchać. Nic więc dziwnego, że w końcu słowa używane przez rysownika zaczynają wybijać się na niepodległość. Rok temu ukazał się w Iskrach elegancki tom rysunków i aforyzmów Mleczki i to było naturalną konsekwencją tego, jaką rolę odgrywa w jego twórczości język pisany. Czegoś takiego można się było spodziewać, zwłaszcza jeśli słyszało się mówiącego Mleczkę i poznało jego oszczędny język, lapidarność wypowiedzi po lekko dostrzegalnym namyśle. On po prostu – i w codzienności, i w wypowiedziach publicznych – waży słowa. A to, jak podpowiada zdrowy rozsądek, pierwszy i elementarny krok ku temu, by zostać aforystą. Już jako aforysta popisał się Mleczko stwierdzeniem, że „granice zdrowego rozsądku są słabo strzeżone” i postawił następny krok. No i mamy sensację! Poetycki debiut Andrzeja Mleczki! Aż dziw bierze, że – zważywszy na jego popularność – „Wiersze i rysunki” mijają bez żadnego echa prasowego. A to przecież wydarzenie.

Jakie są wiersze Mleczki? Najprościej można odpowiedzieć: takie jak on. Lapidarne, niekiedy filozofujące i opisujące rozterki, niekiedy wesołe i nawet świntuszące, ale zawsze czuć w nich, że poeta po prostu bawi się nimi, raz rymując z nadmierną ostentacją, kiedy indziej puszczając słowa wolno, że pisze je, bo chce, a nie dlatego, że musi coś wydrzeć z duszy i podzielić się z nami jakimś swoim bólem. Raczej chce nas wciągnąć do zabawy.

Polityka 28.2005 (2512) z dnia 16.07.2005; Kultura; s. 54
Reklama