Archiwum Polityki

Roma locuta, ale causa nie finita

Polska – kraj Unii Europejskiej – przeżywa wszystkie jej kłopoty i radości. Najpierw kłopot: nie mamy nowej Komisji, bo desygnowany jej przewodniczący Portugalczyk Jose Manuel Barroso wolał odroczyć jej akceptację w parlamencie, niż ryzykować starcie z eurodeputowanymi. Poszło, jak wiadomo, o kandydata na nowego komisarza, Włocha Rocco Buttiglione, który poirytował dużą część posłów, zwłaszcza socjalistów i zielonych, swymi konserwatywnymi poglądami na rolę kobiet w życiu i na homoseksualistów.

Włoch niezbyt zręcznie się tłumaczył, że każdy przecież może mieć poglądy, szczególnie on jako katolik, a te poglądy nie wywrą wpływu na jego działanie w Europie. Oczywiście każdy może i powinien mieć poglądy wyraziste, a politycy wręcz niech działają, by swoje idee wcielać w życie. Jednak z komisarzami europejskimi jest inaczej. Według traktatów unijnych i zgodnie z całą filozofią Unii, akurat komisarz nie działa i nie przemawia ani w imieniu jakiejś religii czy Kościoła, ani jakiejś partii politycznej, ani własnego społeczeństwa. Komisja to ten organ Unii, który ma przemawiać w imieniu społeczeństw całej Europy. Dlatego kandydat na komisarza powinien – w Europie tak przecież różnorodnej – szukać jakiejś możliwej do zaakceptowania dla wszystkich płaszczyzny. W każdym razie postawa tolerancji i akceptacji odmienności – w tym zwłaszcza aktywnej roli kobiet także w życiu zawodowym – byłaby bardzo potrzebna.

Unia Europejska liczy prawie pół miliarda obywateli i wśród nich na pewno można znaleźć postacie mniej kontrowersyjne niż Buttiglione. Przy okazji można wymienić innych kandydatów, jeśli są do nich zastrzeżenia. Nie jest to dramat ani wielki kryzys.

Polityka 45.2004 (2477) z dnia 06.11.2004; Komentarze; s. 18
Reklama