Archiwum Polityki

Wiek umierania

„Wiek żelaza” noblisty Johna Maxwella Coetzee to mocna, sugestywna proza, z pewnością jednak nie na nerwy każdego czytelnika. Miejsce akcji powieści – Afryka Południowa, 1986 r. Apartheid w ostatnim stadium rozkładu: getta płoną, ludzie giną od kul policji i wojska lub w bratobójczych walkach. Gwałtowna śmierć jest czymś tak powszednim, że powolne konanie Elizabeth Curren, emerytowanej nauczycielki akademickiej z Kapsztadu, nie obchodzi nikogo. Ani zapijaczonego włóczęgi, którego przygarnęła pod swój dach w dniu, w którym dowiedziała się, że najdalej za kilka miesięcy umrze na raka; ani służącej, która ma własne zmartwienia – jej 15-letni syn bierze udział w zamieszkach; ani nawet jej rodzonej córki, która przed laty uciekła do Stanów i tam ułożyła sobie życie od nowa. Mimo to Elizabeth pisze do niej długi, nigdy nie wysłany list.

Coetzee posiadł szczególną umiejętność zohydzania każdego aspektu rzeczywistości, którego dotknie; torturuje czytelnika swoją wizją świata w rozkładzie, podtyka mu pod nos, kawałek po kawałku, swoich bohaterów, którzy bądź to gniją za życia, jak bohaterka „Wieku żelaza”, bądź też pozwalają, by ich życie rozsypało się w proch, jak to ma miejsce w jego najsłynniejszej powieści „Hańba”. O ile jednak bohaterowie „Hańby” sami skazują się na upadek, każąc czytelnikowi domyślać się, dlaczego tak postępują, Elizabeth z „Wieku żelaza” zmierza ku śmierci, bo nie ma innego wyjścia – autor już na pierwszych stronach powieści wydał na nią wyrok. To, co następuje potem, jest niczym przedśmiertne rzężenie Kurtza z „Jądra ciemności”: Zgroza, zgroza.

Stąd pewien niedosyt, ale jest też zaskoczenie na plus. Największym walorem tej napisanej przed 15 laty książki okazuje się bowiem to, co mogłoby się wydawać sprawą przebrzmiałą – subtelna, choć dokonana przy użyciu szokujących środków analiza apartheidu.

Polityka 40.2004 (2472) z dnia 02.10.2004; Kultura; s. 52
Reklama