Archiwum Polityki

Zmierzch dnia czterdziestego

Kaukaz liczy dni. Od masakry w Biesłanie musi minąć dni czterdzieści. Tyle trwa żałoba. A potem się zacznie.

Cmentarz wyrósł w ciągu jednego dnia tuż obok szosy. Z daleka widać: łąka kwiatów na burym polu, miasto świeżych grobów. Tamtego dnia było tu sto siedemdziesiąt pogrzebów. Dzieci, rodzeństwo, dwójka, trójka, matka z synem, ojciec z córką, z matką, całe rodziny.

Może lepiej by było, gdyby pogrzeb Awdotii też mógł odbyć się tamtego dnia, kiedy byli tu wszyscy razem, ze swoim wspólnym nieszczęściem. Cały Biesłan. A tak, rodzina jest tu teraz całkiem sama o zmierzchu. Cmentarz jest taki pusty! Tylko szloch, prawie skowyt samotnej matki. Metalowa skrzyneczka zamiast trumny. Lekarze z laboratorium w Rostowie, gdzie robią badania DNA, powiedzieli, że to Awdotia.

Wyniki badań dopiero zaczynają do Biesłanu nadchodzić, niejasny jest los ponad 250 osób. Ludzie odchodzą od zmysłów, bo nie wiadomo, ilu jest naprawdę zaginionych, a ilu niezidentyfikowanych. Większość zakładników zginęła w sali gimnastycznej. Tam było piekło – kilka eksplozji, w końcu pożar. Po tym wszystkim trudno było nawet policzyć ofiary. Poskładać.

Poszukiwania

Budynki publiczne w Biesłanie – magistrat, dom kultury, szkoły, przychodnia, szpitale we Władykaukazie, stolicy Osetii Północnej, gdzie leżą ranni, oblepione są portretami poszukiwanych, w lokalnych gazetach zadrukowane są nimi kolumny ogłoszeniowe. Nie jest tak, że nadzieja to tylko odsuwanie od siebie nieuchronnego. Komuś mignęło własne dziecko w telewizyjnej relacji, na noszach, ranne, ale już zdecydowanie poza strefą śmierci, komuś sąsiedzi przysięgają: widziałem, jak twojego syna pakowano do samochodu.

Konstantin Mamajew sam wyciągnął swoją córkę Sabinę, uczennicę dziesiątej klasy, z sali gimnastycznej. Wszędzie chodzi z jej zdjęciem. Potrafi mówić tylko o jej zniknięciu. Powtarza szczegóły, jakby się chciał upewnić, że rozmówca wszystko pojął i zapamiętał, niczego nie uronił: – Za rękę ją prowadziłem przecież.

Polityka 40.2004 (2472) z dnia 02.10.2004; Na własne oczy; s. 116
Reklama