Żeby handel między naszymi krajami mógł wrócić do normy, Rosja najpierw musi przysłać do Polski swoich inspektorów sanitarnych. Latem grupa siedmiu osób kontrolowała część naszych firm i uznała, że tylko dziewiętnaście spełnia wysokie rosyjskie wymagania. Na inspekcję czeka ponad 300 następnych oraz te, które zdecydowały się na drugie podejście. Rosjanie się jednak nie spieszą. Jerzemu Hausnerowi i Wojciechowi Olejniczakowi udało się w zeszłym tygodniu załatwić w Moskwie obietnicę, że w tym tygodniu inspekcje sanitarne odwiedzą następną grupę eksporterów.
Z niecierpliwością czeka na nich Danone, który na wstrzymaniu sprzedaży do Rosji traci półtora miliona złotych tygodniowo. – Jogurty i serki Danone świetnie się w Rosji sprzedają – twierdzi Przemysław Pohrybiennik z tej firmy. Francuzi zbudowali więc w Rosji fabrykę, ale popyt jest większy niż jej możliwości produkcyjne. Dodatkowe partie jadą więc z zakładu w Warszawie i Bieruniu. Danone do Rosji wysyła co piąte opakowanie serka, jogurtu i kefiru.
To jego tiry zostały zaaresztowane przez służby celne po wjeździe do Moskwy. W sierpniu jeździły jeszcze na starych zasadach, ale od września obowiązują nowe. Problem w tym, że Danone, podobnie jak inni eksporterzy, nie może udowodnić, iż wszelkim wymaganiom rosyjskich klientów czyni zadość, ponieważ ciągle nie doczekał się inspekcji.
Chcieliście Unii
W identycznej sytuacji jak nasi eksporterzy są pozostałe nowe kraje Unii Europejskiej. Z tą różnicą, że my sprzedawaliśmy do Rosji tyle, ile pozostała dziewiątka. W ostatnim roku wyeksportowaliśmy tam żywność o wartości prawie 300 mln euro, a w pierwszym półroczu tego roku już za 184 mln. Tylko sprzedaż produktów mleczarskich do wszystkich krajów WNP wzrosła o prawie 50 proc.