Archiwum Polityki

Żegnajcie domowe obiadki

Coraz częściej jadamy w biurze lub na mieście. Tak jest szybciej, wygodniej, a czasami nawet taniej. Właściciele fast foodów robią dziś w Polsce dobry interes.

Marcin Słowiński pracuje we wrocławskim oddziale firmy kurierskiej TNT. Codziennie dostarcza i odbiera kilkadziesiąt przesyłek przejeżdżając po kilkaset kilometrów. – Na początku myślałem, że uda mi się pomiędzy zleceniami wpaść do domu i coś zjeść. Ale to nierealne – mówi. Dziś Słowiński zna na pamięć nie tylko drogi, skróty i obwodnice Dolnego Śląska, ale i większość znajdujących się przy nich jadłodajni. Tak planuje trasę, żeby codziennie po południu znaleźć kwadrans na ciepły posiłek. Do McDonald’sa wpada na kanapki i kawę. W sieci KFC kupuje kurczaki. W odwodzie są swojskie pierogi albo grillowane mięso w barze. W niektórych miejscach, jako stały klient, ma zniżkę.

W miejskich knajpkach i barach spotkać można nie tylko żyjących w biegu kierowców i przedstawicieli handlowych. Coraz częściej zaglądają tam urzędnicy, bankowcy, studenci. – Jeszcze kilkanaście lat temu jedzenie na mieście było traktowane jako rozrzutność. Dziś dla niektórych to po prostu konieczność – mówi prof. Józef Sala z krakowskiej Akademii Ekonomicznej, znawca branży gastronomicznej. Według danych GUS, od 1995 r. udział usług gastronomicznych w wydatkach Polaków zwiększył się trzykrotnie (z 1,7 do 5,3 proc.). W naszych nawykach żywieniowych następuje spory przewrót.

Śniadanie przy biurku

Powodem jest coraz większe tempo życia. – Pracujemy intensywniej, mamy mniej czasu na jedzenie, a jeszcze mniej na gotowanie – mówi prof. Sala. Na początku lat 90. mało kto wychodził z domu bez śniadania, w teczce była kanapka, a po powrocie z pracy rodzinny obiad. Dzień wieńczyła wspólna kolacja. – Taki układ dnia odchodzi w przeszłość – mówi dr Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska z Instytutu Żywności i Żywienia.

Polityka 39.2004 (2471) z dnia 25.09.2004; Gospodarka; s. 48
Reklama