Rabin powinien być autorytetem. Ma wydawać opinie, pomagać gminie, dbać o poziom intelektualny jej członków i o budżet – wylicza Jerzy Kichler. To on pełnił funkcję przewodniczącego Gminy Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu, kiedy we wrześniu 2001 r. po raz pierwszy przyjechał do Polski emerytowany rabin filadelfijskiej Society Hill Synagogue 83-letni Ivan Caine z żoną Deborą. – Sprawiał wrażenie mądrego, rozsądnego człowieka, który ma szacunek dla innych społeczności – ocenia wrocławianin, który także dzisiaj zasiada w zarządzie gminy.
– Zostaliśmy poproszeni, żeby służyć w kraju, który jest sercem europejskiego żydostwa od ponad wieku – wyznaje Amerykanin. – Ostrzegano nas, żeby nie ufać Żydom w Polsce, bo pewne metody z czasów komunizmu pozostawiły w nich ślady.
Rabin Caine jest przedstawicielem tak zwanego judaizmu konserwatywnego, nazywanego także masorti, najliczniejszego w Stanach Zjednoczonych. Zakłada on wierność obyczajom i tradycji, choć swobodniej niż w judaizmie ortodoksyjnym traktuje polecenia halachy, czyli żydowskiego kodeksu prawnego i religijnego – dotyczy to m.in. przestrzegania szabatu i koszerności, modlitwy w narodowych językach, także większego udziału kobiet w życiu religijnym.
– Dla całego judaizmu Tora i słowa rabina są święte, ale to wszystko podlega ewolucji i to ta ewolucja odróżnia rodzaje judaizmu – podkreśla Michael Schudrich, ortodoksyjny rabin Warszawy i Łodzi (ponad trzystu członków gminy). – To nie znaczy, że konserwatyści nie szanują tradycji, tylko dla nich zmiany są łatwiejsze i przychodzą szybciej.
Dla wrocławskich Żydów (ponad trzystu członków gminy) konserwatyzm Caine’a początkowo nie miał znaczenia.