Archiwum Polityki

Światło na Słońce

„Podaruj mi trochę słońca” – śpiewał przed laty zespół Bemibek. Każdego, kto potraktowałby tę metaforę dosłownie, należałoby uznać za nieszkodliwego wariata. A jednak... Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to wkrótce spadnie z nieba taki słoneczny prezent.

Za kilka dni nad stanem Utah helikoptery oczekiwać będą na zasobnik sondy kosmicznej Genesis, która trzy lata temu wystartowała z Ziemi z zadaniem zgromadzenia cząstek wiatru słonecznego. Teraz ta kosmiczna przesyłka wraca na Ziemię. „Sprowadzenie cząstek Słońca pomoże nie tylko lepiej zrozumieć jego naturę, ale pozwoli prześledzić, jak z pierwotnego bąbla gazu i pyłu narodził się Układ Słoneczny” – ogłosił na inauguracji misji dr Don Burnett z California Institute of Technology, pomysłodawca i szef projektu Genesis.

Kiedy zapaliła się nasza gwiazda, jej promienie z trudem przebijały się przez gęsty pył. Wraz z obrotem młodego Słońca otaczający je obłok zamieniał się w dysk, którego cząsteczki łączyły się w protoplanetarne zagęszczenia materii. W rosnących kulach pierwotnych planet ciężkie pierwiastki (takie jak żelazo) opadały do wewnątrz, tworząc ich jądra, lżejsze zaś (krzem) utrzymywały się na powierzchni w postaci skorupy. Współczesna nauka przyjmuje, iż właśnie tak powstały planety typu ziemskiego. Obecnie zewnętrzne warstwy Słońca zbudowane są praktycznie z tej samej materii, z której powstały planety, planetoidy i komety. Jeżeli porównamy schwytane w pułapkę słoneczne cząstki, otrzymamy odpowiedź na pytanie: jak zmieniała się materia Ziemi od momentu jej narodzin 4,5 mld lat temu.

Wystrzelona w sierpniu 2001 r. sonda Genesis („Polityka” 37/01) już po trzech miesiącach doleciała do tzw. punktu Lagrange’a – L1, który znajduje się około 1,5 mln km od Ziemi na linii łączącej naszą planetę ze Słońcem. Tam właśnie równoważą się siły przyciągania Ziemi i Słońca, a co najważniejsze – nie sięga już nasza magnetosfera odpychająca wiatr słoneczny. Krążąc wokół tego punktu, sonda rozwinęła swoje pułapki i spokojnie czekała na podmuch.

Polityka 36.2004 (2468) z dnia 04.09.2004; Nauka; s. 68
Reklama