Archiwum Polityki

Tu pół procent, tam pół procent

W walce o pieniądze z budżetu państwa na kulturę zawsze stosowano taktykę łączenia lamentu z patosem. Mówiono więc z jednej strony o słabnięciu narodowej tożsamości czy prymitywizacji społeczeństwa, a z drugiej o wizytówce w świecie czy kreowaniu wartości. Efekt, szczególnie w konfrontacji z potrzebami szpitali czy walką z przestępczością, nieodmiennie jest dość mizerny. Minister kultury Waldemar Dąbrowski postanowił więc taktykę zmienić. Grupa ekspertów i współpracowników ministerstwa przygotowała dokument zatytułowany „Strategia Rozwoju Kultury na lata 2004–2013”. Najciekawsze wydaje się potraktowanie w tym dokumencie kultury jako ważnego elementu gospodarki narodowej, co jest próbą przeciwstawienia się tradycyjnemu wizerunkowi budżetowego pasożyta. To szeroko rozumiana kultura w znacznym stopniu stymuluje turystykę, a zatem potężny sektor usług. To kultura jest niemałym pracodawcą. To kultura w końcu kreuje 4,5 proc. produktu krajowego – przekonują autorzy Strategii. Wniosek: w kulturę warto inwestować, bo oddaje z nawiązką.

Aliści w szlachetnym dążeniu do wzmocnienia ekonomicznych podstaw kultury sięgnięto po mocno dyskusyjne metody. Zaproponowano stworzenie – wzorem niektórych państw zachodnich – tzw. funduszy specjalnych. Narodowy Fundusz na rzecz Dziedzictwa (ratowanie zabytków) zasilany byłby po pierwsze, wpłatami od inwestorów budowlanych (0,5 proc. od kosztów inwestycji). Myślenie jest proste: niech twórcy nowych centrów handlowych czy apartamentowców przyłożą się do ratowania naszych zabytków. Drugim źródłem byłaby tzw. opłata kulturowa, coś na podobieństwo słynnej opłaty klimatycznej, 1 euro od każdego gościa hotelowego (przyjmuje się, że turyści to szczególnie zachłanni konsumenci kultury, niech więc ją wesprą).

Polityka 35.2004 (2467) z dnia 28.08.2004; Komentarze; s. 19
Reklama