Archiwum Polityki

Odmieńcy na kobiercu

W Ameryce nie ma zwyczaju otwartego krytykowania innych. Ludzie o odmiennej orientacji seksualnej są rzadko narażeni na jawnie okazywaną niechęć. Ale poprawność polityczna ma swoje granice, zwłaszcza stanowe.

Każda odmienność, w tym seksualna, może się spotkać z chłodnym przyjęciem. Gejów płci obojga szczególnie nie tolerują te stany, gdzie kultywuje się niezmienne od pokoleń obyczaje, szanuje ciężką pracę, a życiową busolę stanowi religia i rodzina. I chociaż jajogłowi z Vermontu i Massachusetts uznali prawo kochających inaczej do zawierania małżeństw, choć kilka stanów zapowiada ich legalizację – inne bynajmniej sobie tego nie życzą. W referendach, które odbyły się z okazji wyborów prezydenckich, jedenaście stanów: Arkansas, Georgia, Kentucky, Michigan, Missisipi, Montana, North Dakota, Ohio, Oklahoma, Oregon i Utah, domagało się (bardzo wyraźną większością głosów) wprowadzenia do konstytucji poprawki, która określi jasno i wyraźnie, że małżeństwo może być zawarte jedynie pomiędzy mężczyzną i kobietą. Tym wyborcom George Bush zawdzięcza następną kadencję w Białym Domu.

Jednakże nawet te stany, które sankcjonują małżeństwa gejowskie, nie zawsze popierają ich starania o adopcję dzieci. Czym innym bowiem, w mniemaniu stanowych legislatorów, jest zgoda na ślubny certyfikat, a czym innym akceptacja gejów w roli wychowawców młodego pokolenia.

American Civil Liberties Union, na którą powołują się zwolennicy, rzecznicy i sympatycy związków gejowskich, uważa, że prawo poślubienia osoby, którą się wybrało, jest takim samym prawem obywatelskim jak prawo głosowania, uczęszczania do szkół wolnych od segregacji rasowej i pobierania się ludzi o różnym kolorze skóry. Prawa te zawiera wszak amerykańska konstytucja. Tym, którzy twierdzą, że związki homoseksualne nie są naturalne biologicznie, ponieważ nie mogą dać dziecka, ACLU odpowiada, że prokreacja jest dziś tylko jednym z wielu powodów zawierania małżeństw.

Polityka 50.2004 (2482) z dnia 11.12.2004; Świat; s. 64
Reklama