Wprawdzie prezydent Bush ogłosił wtedy wojnę z terroryzmem, ale schwytanym w czasie kampanii w Afganistanie talibom i fundamentalistom z Al-Kaidy odmówił statusu jeńców wojennych, praktycznie wyjmując ich w ten sposób spod prawa. Jak to uzasadniał wiceprezydent Dick Cheney, nie zasługują oni na traktowanie jako jeńcy wojenni, gdyż nie spełniają kryteriów Trzeciej Konwencji Genewskiej. Afgańscy talibowie – argumentowano – reprezentowali nielegalny (według USA) reżim. Sprzymierzeni z nimi islamiści – dowodzili prawnicy Pentagonu – nie stanowią regularnej konwencjonalnej armii, walczą nie dla państwa, lecz prywatnej organizacji, nie noszą mundurów, ukrywają broń i masowo zabijają cywilów.
Jeńców w wojnie z terroryzmem uznano za Unlawful Enemy Combatants, co trudno przetłumaczyć zwięźlej niż „nielegalnie walczące wrogie osoby” albo „nielegalnie walczący po stronie wroga”. Kategorię tę wymyślono w czasie II wojny światowej; miała oznaczać sabotażystów, szpiegów i zbrodniarzy wojennych państw osi, próbujących przedostać się do Ameryki. Proklamację prezydenta F.D. Roosevelta, ustalającą taką definicję w 1942 r., amerykański sąd najwyższy uznał za zgodną z konstytucją. Na jej podstawie przed doraźnym sądem wojskowym skazano i stracono w czasie wojny sześciu szpiegów-sabotażystów Trzeciej Rzeszy. Nowymi Enemy Combatants (EC) zostali dopiero ponad pół wieku później terroryści po 11 września. Jak stwierdził w grudniu 2002 r. radca prawny Pentagonu William Haynes, „prezydent (Bush) ma niekwestionowane prawo uwięzienia każdego EC w czasie wojny, przynajmniej do chwili zakończenia działań wojennych”.