Archiwum Polityki

Ceremonie i ceregiele

Gdy jeden z pretendentów staje się prezydentem-elektem, wkraczają normy i zwyczaje protokolarne. Okres przejściowy trwa od kilku dni do kilku miesięcy i kończy się oficjalną inauguracją i objęciem urzędu głowy państwa. Jak to dotychczas wyglądało?

Pierwsze przekazanie najwyższej władzy w powstającym jako republika państwie polskim nastąpiło w drodze listu Rady Regencyjnej Królestwa Polskiego, adresowanego do Naczelnego Dowódcy Wojsk Polskich Józefa Piłsudskiego, datowanego 14 listopada 1918 r. Członkowie Rady: Aleksander Kakowski, Zdzisław Lubomirski i Józef Ostrowski, m.in. napisali: „...postanawiamy Radę Regencyjną rozwiązać, a od tej chwili obowiązki nasze i odpowiedzialność względem narodu polskiego w Twoje ręce, Panie Naczelny Dowódco, składamy do przekazania rządowi narodowemu”.

Funkcję naczelnika państwa pełnił Józef Piłsudski aż do wyboru pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Na podstawie Konstytucji RP z 17 marca 1921 r. dokonać tego miało w grudniu 1922 r. Zgromadzenie Narodowe. Wbrew powszechnemu oczekiwaniu, 4 grudnia naczelnik państwa oświadczył, że prezydentury nie przyjmie. 9 grudnia 1922 r., po piątej turze głosowania, Gabriel Narutowicz został wybrany na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

Pierwsza inauguracja nie odbyła się bez przeszkód.

Przeciwnicy wyboru Narutowicza zorganizowali demonstracje uliczne, starając się uniemożliwić prezydentowi-elektowi dojazd do gmachu sejmu na zaprzysiężenie. 11 grudnia 1922 r. ówczesnemu premierowi Julianowi Nowakowi zabrakło odwagi i, mimo że było to jego obowiązkiem, nie pojechał on po prezydenta-elekta. Odwagą wykazał się dyrektor Protokołu Dyplomatycznego MSZ hr. Stefan Przeździecki, który przejechał z prezydentem-elektem przez Aleje Ujazdowskie na ul. Wiejską pod gradem obelg, grud śniegu i błota. (Notabene tenże Przeździecki towarzyszył prezydentowi podczas wernisażu w Zachęcie, gdzie prezydent został śmiertelnie postrzelony przez narodowca-fanatyka. Jak wspominał go ambasador francuski J. Laroche: „Podczas gdy wszyscy dygnitarze towarzyszący Prezydentowi wpadli w panikę, a poseł angielski Sir William Max Muller zemdlał z wrażenia, hrabia Przeździecki potrafił wydać niezbędne rozporządzenia”.

Polityka 50.2005 (2534) z dnia 17.12.2005; Historia; s. 78
Reklama