Archiwum Polityki

Dobry cieć na procesorach

Co zamożniejsi nabywcy domów i mieszkań domagają się dziś inteligentnych instalacji. Na co mogą liczyć?

Idea inteligentnego domu jest na ogół wykpiwana. Bezduszność tej koncepcji i uzależnienie od wszechobecnej techniki są argumentami przeciw sterowanym automatycznie urządzeniom. Takie podejście świadczy jednak o nieznajomości rzeczy. Chodzi o to, by technika ułatwiła życie, pozwoliła obniżyć wydatki i podnieść poziom bezpieczeństwa.

Inteligentny dom nie jest dla wszystkich, bo zawiera elementy, które kosztują więcej niż te standardowe w przeciętnym mieszkaniu (patrz ramka). Marcin Klepacz i Piotr Ruszniak, właściciele warszawskiej firmy zajmującej się inteligentnymi instalacjami, opowiadają, że po każdym spotkaniu z nowym klientem sięgają po listę najbogatszych Polaków. I często znajdują na niej przed chwilą poznanego biznesmena. Inteligentny dom nie jest jednak rozwiązaniem tylko dla milionerów. W ciągu ostatnich pięciu lat takie systemy stały się popularne w Europie, również w Polsce. Najlepszym tego dowodem są deweloperzy, którzy coraz częściej zamawiają takie instalacje do niektórych osiedli.

Najpopularniejszym systemem w Europie jest EIB (European Installation Bus). Projekt ten został wdrożony w 1990 r. przez kilku dużych producentów osprzętu elektrycznego, takich jak Merten, ABB, Jung, Gira. Firmy uzgodniły wspólny standard sterowania, ale nie zrezygnowały z własnych koncepcji wzorniczych. Przyjęto, że system ma panować nad wszystkimi ważnymi domowymi instalacjami – głównie elektryczną, grzewczą, klimatyzacyjną, alarmową, a także audiowizualną. Sercem systemu są urządzenia wykonujące zaprogramowane funkcje, które grupuje się w jednym lub w kilku miejscach w domu. O tym, gdzie i jak będą zamontowane, decyduje się już na etapie projektu.

Polityka 48.2005 (2532) z dnia 03.12.2005; Nauka; s. 78
Reklama