Archiwum Polityki

Pan z wąsami

Chociaż nominalnie szefem Agencji Wywiadu nadal jest Andrzej Ananicz, już niedługo będzie nią niepodzielnie rządził płk Zbigniew Nowek. Po czterech latach odstawki wrócił prawie triumfalnie. W jego przypadku słowo „prawie” to klucz do tajemnicy.

Specem od wywiadu był krótko, ale intensywnie. Jako szef UOP w latach 1997–2001 praktycznie jednoosobowo nadzorował ten pion. Wśród osiągnięć z tego okresu w pierwszym rzędzie wymienia wykrycie dziewięciu rosyjskich szpiegów, trzech oficerów WSI pracujących na rzecz Moskwy i udaremnienie nielegalnego handlu bronią.

Objęcie przez Nowka funkcji w kierownictwie Agencji Wywiadu to, według jednych, naturalna konsekwencja wynikająca z jego dotychczasowej kariery. Ale wielu dawnych kolegów podaje w wątpliwość jego kompetencje i predyspozycje. Płk Mieczysław Tarnowski, były zastępca Nowka w UOP, a potem wiceszef ABW, uważa, że ten wybór to ciekawe i niespodziewane trafienie. – Według mnie były lepsze kandydatury: może Antoni Podolski, może Bartłomiej Sienkiewicz. Mógłby wreszcie pozostać dłużej Andrzej Ananicz, jego nominacja była prawdziwym strzałem w dziesiątkę.

Ananicz nie zostanie, taka deklaracja już padła. Bogdan Lewandowski, były poseł SDPL i członek komisji ds. służb specjalnych, pamięta, jak podczas przesłuchiwania Ananicza w związku z jego nominacją na szefa Agencji Wywiadu Zbigniew Wassermann nie krył pretensji: „Jak pan może jako człowiek prawicy przyjąć posadę od lewicy?!”.

Według osób Nowkowi niechętnych, dostał posadę nie za zasługi, które już oddał, ale za obietnice złożone nowej władzy. Co mógł obiecać ministrowi koordynatorowi służb specjalnych Wassermannowi? Fachowość – być może, ale to za mało. Trzeba więc dorzucić: pełna lojalność i kwity na wrogów. Tych kwitów zabrakło w czasach, kiedy on był szefem UOP, a Lech Kaczyński ministrem sprawiedliwości. Nowek wówczas prawie stracił zaufanie braci Kaczyńskich.

Polityka 47.2005 (2531) z dnia 26.11.2005; Kraj; s. 28
Reklama