Archiwum Polityki

Sztuka uzdrawiania

Rozmowa z prof. Andrzejem Szczeklikiem, autorem książki o leczniczej mocy piękna

W legendarnym kabarecie Zielony Balonik śpiewano kiedyś: „Jak z historii tej wynika, lecz się tylko u Szczeklika”. To było o pańskim ojcu. Podczas promocji pana książki „Katharsis czyli o uzdrowicielskiej mocy natury i sztuki” Dorota Segda jako pani dyrektor szpitala z serialu „Na dobre i na złe” śpiewała: dla Szczeklika moje serce pika. W benefisie wzięli udział m.in. Krystyna Zachwatowicz, Wisława Szymborska, Stanisław Radwan, Zygmunt Konieczny, Anna Dymna, Jerzy Trela. Skąd te związki lekarzy Szczeklików z artystami?

W kabarecie Zielony Balonik rzeczywiście śpiewano o moim ojcu, który wówczas musiał być bardzo młodym człowiekiem, a kabaret musiał być już bardzo stary. Nie mam pojęcia, skąd się wzięły związki ojca z artystami. Pewnie z jego zafascynowania literaturą, poezją. Pamiętam go jako bardzo poważnego człowieka. Ja wydaję się sobie o wiele mniej poważny. Już podczas studiów zacząłem chodzić do Piwnicy pod Baranami. Poznałem się wówczas z Piotrem Skrzyneckim i z wieloma piwnicznymi artystami.

Parę lat temu, będąc rektorem Akademii Medycznej, w Piwnicy pod Baranami, gdzie goszczono następcę tronu Japonii księcia Tokamado z małżonką, grał pan dla utytułowanej pary na fortepianie, a następnie odtańczył z księżną legendarnego już dziś rock’n’rolla. Ten taniec utrwalony na taśmie pokazywano później wielokrotnie w Tokio.

Jej Książęca Wysokość tańczyła brawurowo.

Ma pan dwie specjalności: serce i płuca. Dlaczego uznał pan, że to najważniejsze rejony w ciele człowieka?

Szukając uzasadnienia mógłbym sięgnąć do historii starożytnego Egiptu i przypomnieć, że już pięć tysięcy lat temu serce urosło do rangi centralnego ośrodka nie tylko ciała, ale i uczuć.

Polityka 4.2003 (2385) z dnia 25.01.2003; Społeczeństwo; s. 82
Reklama