Mechaniczne sanie mają zabawne nazwy. Obok kanadyjskiego kota (Arctic Cat) do najpopularniejszych skuterów śnieżnych na świecie należą także kanadyjskie bombardiery. Niezależnie od marki sanki z silnikiem są kolorowe, szybkie i bardzo drogie. Kosztują zazwyczaj tyle co dobrej klasy samochód. Są luksusową, ale ekscytującą rozrywką. I coraz bardziej popularną również w Polsce.
Gąsienica, córuś!
Ryszard Kostuch, góral z Piwnicznej, zapalony narciarz, sprzedawał kiedyś lody. I zajmowałby się pewnie tym do końca życia, gdyby nie ogłoszenie w prasie. Dziesięć lat temu ktoś oferował do sprzedaży używany skuter, z angielska – snowmobil.
– Skuter śnieżny kojarzył mi się wówczas ze zdezelowanym radzieckim sprzętem straży granicznej i ratowników górskich – mówi Kostuch. – Pomyślałem jednak, że może przydać mi się w pracy. Skuterem da się dojechać wszędzie. Nawet tam, gdzie diabeł mówi dobranoc.
Skutery nie mają biegów, a jedynie manetkę gazu i dźwignię hamulca. Ich obsługa, przynajmniej na pierwszy rzut oka, jest równie prosta jak jazda samochodzikiem w wesołym miasteczku. Trzeba dobrze trzymać się kierownicy, przy skrętach balansować ciałem i uważać na nierówności terenu, bo skutery śnieżne lubią wyskoczyć w powietrze, co dla niewprawnego jeźdźca może skończyć się bolesnym upadkiem.
Góral z Piwnicznej pierwszy raz w życiu rozpędził się w kilka sekund do stu kilometrów na godzinę i wtopił w biały horyzont. Nagle odechciało mu się sprzedawać lody, a nawet więcej – jeździć na nartach. – Poczułem się jak odkrywca nowej planety – wspomina. – To była szalona maszyna. Na tyle szalona, by się w niej zakochać.
Najpierw nowicjusz postanowił dowiedzieć się więcej o mechanicznych saniach.