Historia jest niebanalna. Piętnastoletni uczeń dostaje mdłości i słabnie na ulicy. Z pomocą spieszy mu trzydziestopięcioletnia kobieta. Doprowadza go do ładu. Ten po kilku dniach wraca, by podziękować. I zostaje uwiedziony. A może ona jedynie pozwala mu na to, co jest marzeniem każdego dorastającego chłopca. Romans trwa kilka miesięcy. Za każdym razem idąc do łóżka kobieta – konduktorka tramwajowa – każe chłopcu na głos czytać sobie szkolne lektury. Pewnego dnia znika jak kamień w wodę. Chłopak spotyka ją dziesięć lat później, gdy jako student śledzi proces strażniczek z Oświęcimia. Jest jedną z głównych oskarżonych. Broni się niezdarnie i szybko ściąga na siebie niechęć sędziego i publiczności.
Akt oskarżenia wysuwa dwa konkretne zarzuty. SS-manki dokonywały co jakiś czas selekcji niezdolnych do pracy więźniarek. Wybrane szły do gazu, a na ich miejsce przychodziły następne. Świadkowie zapamiętali, że Hanna Schmitz za każdym razem wybierała sobie najwątlejszą dziewczynę, którą na trzy miesiące zatrudniała jako swą prywatną lektorkę, którą potem także wysyłała na śmierć. Zarzut drugi dotyczył zdarzenia, które miało miejsce w czasie ewakuacji obozu. W jednej z wiosek więźniarki zostały zamknięte w kościele, który w nocy został zbombardowany. SS-manki nie otworzyły bram i niemal wszystkie więźniarki spłonęły. Zachował się protokół spisany przez jedną z wachmanek. Sąd stara się ustalić, która z oskarżonych jest jego autorką. Frau Schmitz – niechętnie traktowana przez współoskarżone – przyznaje się do autorstwa i zostaje skazana na dożywocie.
Uzależniony od SS-manki
Przysłuchujący się procesowi student domyśla się, że jego kochanka była analfabetką. Pochodziła z Rumunii i została strażniczką w SS, gdyż groziło jej w fabryce ujawnienie braku elementarnego wykształcenia.