Archiwum Polityki

Żegnamy programy

Koalicja SLD-UP-PSL stała się faktem. Gremia kierownicze obu partii zaakceptowały wstępne ustalenia i postanowiły wspólnie wyłonić rząd. Desygnowany na premiera Leszek Miller może rozpocząć pracę nad swym sejmowym exposé, które będzie pierwszą odsłoną rzeczywistych zamierzeń trzech partii i wyłonionego przez nie gabinetu. Godzina prawdy nadejdzie jednak dopiero wtedy, gdy pojawi się projekt budżetu firmowany przez nowy rząd.

Wstępne rozmowy przebiegały jak na polskie warunki bardzo sprawnie. Widać było, że partnerzy są zdeterminowani, by taką właśnie koalicję stworzyć, a wszystko inne, na przykład rozmowy z Platformą Obywatelską, było raczej grą pozorów niż rzeczywistą intencją zawarcia innego aliansu lub powołania rządu mniejszościowego.

Jeśli coś w tej postawie dziwi, to nadzwyczajna wprost łatwość, z jaką SLD wszedł w stare koalicyjne buty. Argumentacja, że PSL z roku 2001 to inna partia niż ludowcy z 1993 r., że programy są zasadniczo zbieżne, że PSL tak właściwie niczego nie chce, zwłaszcza zaś nie nastaje na obdzielanie go stanowiskami, robią mało przekonujące wrażenie. Niewątpliwe PSL bliski jest lewicowej retoryce Unii Pracy, można więc uznać, że to ona podyktowała Millerowi partnera, zwłaszcza że zanim zaczęły się rozmowy, wykluczyła jakiekolwiek alianse z PO. Programy wygłaszane w trakcie kampanii trzeba odłożyć do szuflad, gdyż nie da się ich zrealizować bez doprowadzenia kraju do gospodarczej katastrofy. Sojusz uświadomił sobie to kilka miesięcy temu, PSL nie sprawia wrażenia, by uświadamiało to sobie nawet po zawarciu koalicji. Niestety SLD zrozumiał to kilka miesięcy za późno. Przecież gdyby nie podporządkowanie wszystkich zachowań parlamentarnych oczekiwanemu wynikowi wyborczemu, mógłby już mieć uchwalony bardziej elastyczny kodeks pracy, nie byłoby wielu ustaw, z których trzeba się będzie wycofywać, nie miałby na karku przedsięwzięć w rodzaju Polskiego Cukru, do których trzeba będzie dokładać duże pieniądze.

Być może koalicję stworzono tak łatwo, ponieważ jest ona obu ugrupowaniom potrzebna. Gdy okazało się, że w SLD brak odwagi do stworzenia rządu mniejszościowego, pozostawał partner znany, jakoś tam oswojony i bardzo osłabiony, stwarzający nadzieję, że nie będzie zbytnio przeszkadzał.

Polityka 41.2001 (2319) z dnia 13.10.2001; Wydarzenia; s. 18
Reklama