Archiwum Polityki

Herosi heroiny

Według macedońskiego wywiadu oraz tamtejszych mediów to on właśnie wywołał ledwie zażegnaną wojnę albańsko-macedońską. Nie ma wątpliwości, że podczas wojny w Bośni i Hercegowinie (1992–1995) i w Kosowie (1998) ludzie ibn Ladena odegrali istotną rolę – i jako żołnierze, i jako sponsorzy działań zbrojnych.

Obserwatorzy konfliktu w byłej Jugosławii od dawna zdawali sobie sprawę, że zarówno Bośnia i Hercegowina, jak też Kosowo i zachodnie ziemie Macedonii są obszarem działań – od militarnych po gospodarcze – terrorystycznego konsorcjum.

Od początku konfliktu albańsko-macedońskiego (2001) władze w Skopje słały w świat analizy i raporty, przygotowane także przez wywiady innych państw, z których wynikało, że wojna ta nie jest spontanicznym zrywem miejscowych Sziptarów, czyli Albańczyków, ale zaplanowaną w najdrobniejszych szczegółach operacją. Zdaniem macedońskiej prasy, obozy szkoleniowe znajdują się także za najbliższą granicą – w Albanii, w miejscowościach Tropoja, Bajram Curi i Kukes, gdzie w czasie NATO-wskich nalotów na Serbię znajdował się gigantyczny obóz dla uchodźców.

Media cytują byłego ministra spraw wewnętrznych Pavle Trajanova. Jego zdaniem ibn Laden wywołał rewoltę w Macedonii, obiecując Albańczykom wymarzoną Wielką (oczywiście islamską) Albanię. W istocie jednak chodziło o przejęcie kontroli nad terytoriami, przez które przebiega bałkański szlak narkotykowy. Szlakiem tym – wiodącym przez Turcję, byłą Jugosławię, Rumunię, Węgry i Czechy – przerzucane są do Europy Zachodniej narkotyki, a także, choć w mniejszym stopniu, broń. W dystrybucji narkotyków na Zachodzie ma pomagać Albańczykom kalabryjska mafia N’Drangheta – detektywi, zajmujący się śledzeniem przerzutu, twierdzą, że codziennie dociera z Albanii do Włoch 50 kg heroiny.

Środki uzyskane ze sprzedaży narkotyków w znacznej mierze idą na zakup broni dla albańskich partyzantów z UCK (chodzi o dziesiątki milionów dolarów rocznie), a także innych formacji islamskiego terroru, choćby dla egipskiego Bractwa Muzułmańskiego.

Polityka 41.2001 (2319) z dnia 13.10.2001; Świat; s. 40
Reklama