Archiwum Polityki

Kserolustracja

Po pierwszym szoku wywołanym rozprawą lustracyjną Aleksandra Kwaśniewskiego jego współpracownicy przystąpili do kontrofensywy. Szef kampanii prezydenta Ryszard Kalisz, mimo ugody ze sztabem Mariana Krzaklewskiego, podtrzymuje wątpliwości co do samodzielności działań Urzędu Ochrony Państwa. Jerzy Szmajdziński zaś grozi gruntownym czyszczeniem UOP po wyborach parlamentarnych, dając jasno do zrozumienia, że w tej instytucji polityka będzie się polityką odciskać.

Dawni zwolennicy lustracyjnego prawa budzą się teraz z krzykiem, mówiąc, że nie o to im chodziło, że zawiedli wykonawcy ustawy. Problem w tym, że przy tej ustawie nadzwyczaj łatwo zawieść i stracić nerwy. Trudno się dziwić, że podejrzani o kłamstwo bronią się – także poza salą sądu – na różne sposoby.

Zwolennicy Aleksandra Kwaśniewskiego wybrali trzy główne kierunki kontruderzenia. Po pierwsze – mówią – dowody w sprawie są do niczego, a tryb ich dostarczenia do sądu jest nieprawidłowy i ma polityczne podłoże. Po drugie, sama ustawa lustracyjna jest nie do przyjęcia. I po trzecie – to podkreślają również krytycy, nie będący zwolennikami Kwaśniewskiego – poddawanie upokarzającej procedurze polityka, który cieszy się poparciem dwóch trzecich społeczeństwa, jest w istocie zamachem na demokrację.

Rzeczywiście, kwestia dowodów w procesie lustracyjnym Kwaśniewskiego budzi zasadnicze wątpliwości. W anglosaskiej procedurze sądowej dowód musi być nie tylko wiarygodny, ale także prawidłowo uzyskany i przechowywany, w przeciwnym razie traci ważność. Polska procedura lustracyjna wydaje się zmierzać dokładnie w przeciwnym kierunku. UOP bowiem swobodnie dysponował dowodami w sprawie prezydenta Kwaśniewskiego, nie wydał ich na żądanie rzecznika interesu publicznego pod pretekstem uzupełniania akt, a w ostatniej chwili przedstawił kolejny dokument, jakby ten przypadkiem wypadł z jakiejś szuflady. Sąd Lustracyjny tymczasem musi te wszystkie dokumenty z pokorą i bez pytań przyjmować. Kierownictwo UOP, nie udostępniając wcześniej materiałów sędziemu Bogusławowi Nizieńskiemu, ominęło ważną instancję selekcyjną, która mogła od razu ocenić wartość dowodową „kwitów”; być może o to właśnie chodziło szefom UOP.

Resortowa makulatura

Co prawda, jak się dowiadujemy, skład sędziowski Sądu Lustracyjnego zbiera się przed rozprawą i na własny użytek dokonuje wstępnej oceny dokumentów, jednak do akt sprawy musi dołączyć każdą przesłaną przez odpowiednie instytucje (MON, MSZ, MS, MSWiA oraz UOP) notatkę.

Polityka 33.2000 (2258) z dnia 12.08.2000; Wydarzenia; s. 17
Reklama