Archiwum Polityki

Grzebanie żywcem

Sprawa lustracyjna byłego prezydenta, wielkiego bohatera roku 1980, wystawia na próbę wszystko to, co układane było w naszych podręcznikach historii współczesnej i co sobie sami ułożyliśmy w głowach – z nadzieją, że dzieciom i wnukom powiemy, jak było naprawdę. I że wytłumaczymy im, o co chodziło 20 lat temu, w Sierpniu, jak to było trudne i niezwykłe, i jaki był kontekst ówczesnych wydarzeń. Nie tylko oczywiście tamtych, lecz także tych je poprzedzających i tych, które nastąpiły później, aż po rok 1989 i lata następne. Teraz ta konstrukcja chwieje się i za chwilę może runąć.

Tamtej historii nie ma bez Lecha Wałęsy, choć przecież w 1970 r. – gdy jego dzisiejsza procesowa sprawa ma swój początek – młody elektryk dopiero wyłaniał się z gdańskiej mgły. Na razie był jednym z wielu i nic doprawdy nie przepowiadało, że stanie się jednym z najbardziej znanych Polaków w świecie mijającego stulecia. I że kiedyś dostanie pokojową Nagrodę Nobla.

Nadchodzące obchody Sierpnia, które – jak każde – potrzebują personalnych symboli, mogą zostać pozbawione osoby numer jeden, czyli właśnie Lecha Wałęsy. Dlatego, że takie będą skutki postępowania lustracyjnego. I wtedy, gdy wyrok będzie ostatecznie pognębiający (na razie kolejna rozprawa została wyznaczona na 11 sierpnia), jak i wtedy, gdy będzie z pozoru dla byłego prezydenta korzystny, bo choć pozwoli mu do wyborów jesiennych przystąpić, to przecież pozostawi po sobie osad brudu i błota. Choćby taki, że prezydent – według Antoniego Macierewicza zeznającego przed sądem lustracyjnym – był w 1992 r. szantażowany przez Rosjan. Jak zatem święcić wydarzenia sprzed lat, jak wspominać wśród kolegów i dawnych sprzymierzeńców wielkie uniesienia i wielkie dokonania, jak siedzieć na akademiach wśród tych, którzy lustracji w tej postaci dali przyzwolenie i nie uchronili jej, mimo próśb, błagań i ostrzeżeń, przed fatalnymi prawno-politycznymi oraz etycznymi skutkami?

Lecha Wałęsy zapewne na obchodach zabraknie również dlatego, że ruch Solidarność, dzisiaj występujący w kolejnej już mutacji i kierowany przez ludzi także kolejnej politycznej mutacji, do tego z premedytacją prowadzi. Widać to i słychać chociażby w słowach i gestach Mariana Krzaklewskiego, który dokonał wielkiej sztuki nie wymieniając ani razu nazwiska swojego wielkiego poprzednika przy uroczystej zapowiedzi obchodów Rocznicy.

Polityka 33.2000 (2258) z dnia 12.08.2000; Kraj; s. 20
Reklama