Tamtej historii nie ma bez Lecha Wałęsy, choć przecież w 1970 r. – gdy jego dzisiejsza procesowa sprawa ma swój początek – młody elektryk dopiero wyłaniał się z gdańskiej mgły. Na razie był jednym z wielu i nic doprawdy nie przepowiadało, że stanie się jednym z najbardziej znanych Polaków w świecie mijającego stulecia. I że kiedyś dostanie pokojową Nagrodę Nobla.
Nadchodzące obchody Sierpnia, które – jak każde – potrzebują personalnych symboli, mogą zostać pozbawione osoby numer jeden, czyli właśnie Lecha Wałęsy. Dlatego, że takie będą skutki postępowania lustracyjnego. I wtedy, gdy wyrok będzie ostatecznie pognębiający (na razie kolejna rozprawa została wyznaczona na 11 sierpnia), jak i wtedy, gdy będzie z pozoru dla byłego prezydenta korzystny, bo choć pozwoli mu do wyborów jesiennych przystąpić, to przecież pozostawi po sobie osad brudu i błota. Choćby taki, że prezydent – według Antoniego Macierewicza zeznającego przed sądem lustracyjnym – był w 1992 r. szantażowany przez Rosjan. Jak zatem święcić wydarzenia sprzed lat, jak wspominać wśród kolegów i dawnych sprzymierzeńców wielkie uniesienia i wielkie dokonania, jak siedzieć na akademiach wśród tych, którzy lustracji w tej postaci dali przyzwolenie i nie uchronili jej, mimo próśb, błagań i ostrzeżeń, przed fatalnymi prawno-politycznymi oraz etycznymi skutkami?
Lecha Wałęsy zapewne na obchodach zabraknie również dlatego, że ruch Solidarność, dzisiaj występujący w kolejnej już mutacji i kierowany przez ludzi także kolejnej politycznej mutacji, do tego z premedytacją prowadzi. Widać to i słychać chociażby w słowach i gestach Mariana Krzaklewskiego, który dokonał wielkiej sztuki nie wymieniając ani razu nazwiska swojego wielkiego poprzednika przy uroczystej zapowiedzi obchodów Rocznicy.