Archiwum Polityki

Niech nawet boli

Prof. Leon Kieres, prezes Instytutu Pamięci Narodowej

Kiedy przeczytał pan po raz pierwszy książkę Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”?

Na początku lipca. Natychmiast po objęciu funkcji prezesa IPN poprosiłem o nią i wręczył mi ją dyrektor Antoni Galiński uprzedzając: niech pan to przeczyta, gdyż na pewno będziemy mieli problemy z tą sprawą. Przeczytałem ją w ciągu jednego dnia, tu w moim gabinecie, przy tym biurku.

Dobrze pan ten dzień pamięta?

Doskonale, to była moja pierwsza konkretna sprawa związana z pionem ścigania zbrodni IPN. Ja oczywiście o sprawie Jedwabnego wiedziałem, gdyż czytałem artykuł w „Rzeczpospolitej”, ale – mówię to ze smutkiem i żalem wobec siebie – przeczytałem i szybko zapomniałem. Nie wstrząsnął mną.

Naturalna obrona przed czymś strasznym?

Może musiałem się z tym nieco oswoić, przemyśleć przez pryzmat moich doświadczeń, tradycji rodzinnych. Ja byłem źle uczony historii. Jestem typowym produktem minionego okresu. Uczono mnie historii Polski na tle Krzyżaków, Trylogii, martyrologii narodu polskiego w czasie II wojny światowej, gdzie mówiono o 6 mln 021 tys. zamordowanych Polaków, pamiętam tę liczbę. Klasa maturalna mojego liceum im. Stanisława Dubois w Koszalinie odbywała zawsze wycieczkę po trasie Oświęcim–Kraków–Zakopane. I dla nas Oświęcim był wówczas miejscem martyrologii Polaków, mówiono oczywiście o Żydach, ale to było w tle. Z kolei w mojej rodzinie, która pochodzi z Kielecczyzny i przeniosła się przed drugą wojną na Białostocczyznę, miano do Żydów stosunek powściągliwy. Nie było u nas antysemityzmu, ale nie było też tej serdeczności, jaka jest widoczna wobec rodaków, mimo że Żydzi nam pomagali.

Polityka 14.2001 (2292) z dnia 07.04.2001; Kraj; s. 20
Reklama