Archiwum Polityki

Pociąg śmie(r)ci

Niemcy: Chłopi, hippisi i anarchiści połączyli się przeciwko energii atomowej

Wyznaczono już pole bitwy. 15 tys. policjantów – w tym twarde berlińskie gliny zwane łamaczami kości – stawiło opór rozsierdzonej armii obrońców środowiska. Policja – wyposażona w helikoptery, samochody opancerzone i armatki wodne – stoczyła ostry bój, by ochronić sześć pojemników radioaktywnych śmieci, jakby to była platyna, a nie uran.

Mieszkańcy Wendland nie mogą znieść widoku mundurowych. – Zachowują się tu jak wojsko okupacyjne – skarży się właściciel baru. Przeciwko policji stanie armia buntowników. Usadowili się w sześciu „obozach oporu”– miasteczkach szałasach, rozrzuconych wokół torów kolejowych pomiędzy Lüneburgiem i Dannenbergiem, skąd przepędziła ich policja. Przeciwnicy transportów radioaktywnych tygodniami buszowali po Internecie wymieniając porady i informacje: jak uszkadzać szyny kolejowe, jak blokować drogi dojazdowe i jak oddychać w oparach gazów łzawiących. W oczekiwaniu na pociąg atomowy wykopano już tunele pod drogami. Z początku taktyka opóźniania pociągu wydawała się skuteczna. Każda godzina przymusowego postoju skupiała uwagę mediów. Telewizja pokazywała działaczy Greenpeace szturmujących na ślizgaczach most kolejowy. Reporterzy prowadzili wywiady z oszołomionymi demonstrantami przykutymi do szyn kolejowych. Ale demonstranci zaczęli tracić sympatię widzów, gdy ostrzelali racami policjantów. Policja odpowiedziała na przemoc przemocą, rozpylając pieprz w oczy aresztowanych.

Odpady radioaktywne, które przewozi się z okolic francuskiej La Hague do składowiska w Gorleben, muszą przejechać przez tor przeszkód. Lüneburg i Dannenberg dzieli 50 km – 12 małych stacji, 59 skrzyżowań torów. Demonstranci zrywają trakcje i grożą przykuciem się do szyn kolejowych. W rezultacie pociąg wlecze się jak ranny karaluch.

Polityka 14.2001 (2292) z dnia 07.04.2001; Świat; s. 34
Reklama