Archiwum Polityki

Bez czerwonych latarni

Rozmowa z Katariną Lindahl, sekretarzem generalnym szwedzkiego Stowarzyszenia Kształcenia Seksualnego (RFSU)

Otwartość w sprawach seksualnych jest w Szwecji powszechnie akceptowana, a wychowanie seksualne – od pół wieku – traktowane jako normalny przedmiot szkolnej edukacji. Nawet Kościół protestancki wprowadził tematykę życia seksualnego do swoich szkoleń poprzedzających konfirmację, czyli ceremonię przyjęcia młodzieży do społeczności wiernych. Czy to dlatego na świecie – a ostatnio w Polsce – wskazuje się Szwecję jako przykład rozpasania moralnego, co ma być rzekomo wynikiem nadmiernego zainteresowania seksem, wspieranego przez państwo?

Nie bardzo wiem, skąd bierze się takie nastawienie, przypuszczalnie z niewiedzy, jeśli nie ze złej woli. Na pierwszy rzut oka, co łatwo zauważy turysta odwiedzający Szwecję, jesteśmy niemal krajem purytańskim. Żadnych domów z czerwonymi latarniami, dzielnic rozpusty, agencji towarzyskich czy młodych dziewcząt polujących na klientów na ulicach i poboczach dróg. Po ustawie zakazującej prostytucji zeszła ona do podziemia (lecz nie zmniejszyła swego zakresu, z czego jako stowarzyszenie nie jesteśmy zadowoleni) lub propagowana jest na stronach Internetu. Zresztą mężczyźni w Szwecji, jeszcze przed przyjęciem tej ustawy, korzystali z usług prostytutek znacznie rzadziej niż choćby w katolickiej Hiszpanii. Nasilają się żądania zakazu pornografii, która też nie wylewa się na ulicę; tak częste w innych krajach (w tym także w znanej mi Polsce) sekskluby są rzadkością w naszych miastach. Nie mieliśmy dotychczas takich przypadków przestępstw seksualnych w skali masowej, jakie trapiły Belgię (pedofilia) czy Wlk. Brytanię (morderstwa z lubieżności).

Seksualność traktuje się nadal jako coś bardzo prywatnego; nawet mężczyźni rzadko rozmawiają o własnych przygodach łóżkowych. Szwedzi częściej niż inne narody dochowują wierności partnerom.

Polityka 15.2001 (2293) z dnia 14.04.2001; Świat; s. 46
Reklama