Literatura polska nie jest przez świat odpowiednio doceniona, a prawdę mówiąc jest wręcz nieznana. Dlaczego? Nie jest to bynajmniej kwestia złej woli, a raczej sprawa przymiotów tej literatury – a te są bezpośrednim skutkiem faktu, że Polska przez niemal półtora wieku politycznie nie istniała, a więc nie była obecna na mapie Europy.
Ponieważ w tym czasie nie było w Polsce żadnych monarchów, żadnych mężów stanu i żadnych wielkich dowódców, więc reprezentantami narodu byli ci ludzie, którzy wyrażali jego cierpienia i nadzieje. To poeci byli najwyższą instancją moralną i bardzo szybko stali się symbolicznymi postaciami narodu, który ze wszystkich stron był zagrożony. Najlepszym ucieleśnieniem tego, czego Polacy oczekiwali od poetów, był Adam Mickiewicz: zarazem piewca jak i bojownik o wolność.
Jedynie ten, kto pamięta o narodowej tragedii Polaków i narastającej w XIX wieku skłonności tego narodu do patosu i mistyki, do religijności i sentymentalizmu, może zrozumieć, że dla najznamienitszych polskich poetów, dla romantyków – Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego – zarezerwowano szczególne polskie słowo: do nich i tylko do nich odnosi się uroczyste określenie zawodowe. Używa się tu słowa „wieszcz”, które znaczy tyle co piewca-wizjoner czy prorok. Polacy poszli tu za prastarą tradycją: to Żydzi nazwali – lub raczej mianowali – swych poetów prorokami.
Poeci na Wawelu
Gdy po pierwszej wojnie światowej przywrócone zostało państwo polskie, to bardzo szybko doczesne szczątki trzech wieszczów przeniesiono do katedry na Wawelu, gdzie znajdują się również sarkofagi polskich monarchów. Poetów pochowano więc niczym królów. Wyraźne staje się tu to, co może być zrozumiałe, ale nie jest niebezpieczne: patriotyczno-religijny stosunek Polaków do swych reprezentacyjnych pisarzy.