Archiwum Polityki

Orzeł w goglach

Kto żyw, ruszył na weekend do Zakopanego. Wiadomo: to właśnie tu orzeł z Wisły miał przerwać serię zwycięstw Svena Hannawalda i wzniecić nadzieje rodaków na olimpijski sukces. Dzięki Adamowi Małyszowi i tłumom rozgorączkowanych kibiców z prezydentem na czele staliśmy się świadkami kolejnego w naszej historii spektaklu narodowego.

Arek z Warszawy otulony biało-czerwonym szalikiem wychyla kolejne piwo w Warsie. – Szkoda, że „Biały” i „Kempes” z Anina nie pojechali. Nie ma co, „Polska biało-czerwoni” – intonuje zachrypniętym głosem. – Żeby tylko nie przyjechali ci z Cracovii, bo będzie dym. Dymu nie było, chociaż do Zakopanego ściągnęły tłumy kojarzone najczęściej z piłkarskimi kibolami. Okazało się, że na chwilę Adam Małysz potrafi zakończyć odwieczne piłkarskie święte wojny i wygasić inne animozje. Tak na przykład Toruń i Bydgoszcz, skłócone po ostatnim podziale administracyjnym kraju, zawarły sojusz i pod wspólnym transparentem kibicowały naszym skoczkom. Arek chciałby, by bilety na ligowe mecze piłkarskie były tak tanie jak na Puchar Świata, wtedy jeździłby wszędzie. Ani on, ani żaden z jego towarzyszy podróży nie pracuje, a że czasem jakiś grosz wpadnie, można chociaż na chwilę zapomnieć o codzienności.

O codzienności postanowił zapomnieć także pan Sylwek. Razem z trzema kolegami wyrwał się w weekend. Jest księgowym w niedużej łódzkiej firmie. Pan Sylwek z rozrzewnieniem wspomina nie tak odległe czasy, gdy odbywała się konferencja za konferencją i organizowano szkolenie za szkoleniem. – Teraz każdy liczy się z groszem – dodaje. – Ale mam swoje sposoby i wrzucę ten wyjazd w jakieś koszta własne, nigdy nie wiadomo, kiedy nadarzy się podobna okazja.

Na Małysza miało przyjechać 70 tys., po sobotnim konkursie szacowano, że na Wielkiej Krokwi i w jej okolicach zgromadziło się 100 tys. Takiej publiczności nie miał żaden z konkursów o Puchar Świata, a najstarsi kibice porównywali tę imprezę z tym, co działo się w 1962 r., gdy w Zakopanem zorganizowano mistrzostwa świata. Także żadne inne wydarzenie sportowe nie zgromadziło u nas w ostatnich latach takiej publiczności, można więc śmiało powiedzieć, że skoki narciarskie stały się naszą dyscypliną numer jeden.

Polityka 4.2002 (2334) z dnia 26.01.2002; Wydarzenia; s. 16
Reklama