Archiwum Polityki

Gospodarka magiczna

Jaki kataklizm spadł na Argentynę, że zaledwie w czasie jednego półwiecza zamieniła imponujący rozwój na obecny kryzys? Żaden ekonomista ani politolog nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo wyjaśnienia nie da się wyrazić w liczbach czy formułach politycznych. Prawdziwa przyczyna jest tajemnicza i nieuchwytna, dotyczy bardziej pewnej predyspozycji psychicznej niż teorii ekonomicznej.

Do niedawna Buenos Aires było rajem dla psychoanalityków. Stolica Argentyny zajmowała pierwsze miejsce na świecie pod względem liczby psychoanalityków oraz ich pacjentów na tysiąc mieszkańców. – My, Argentyńczycy, jesteśmy z natury refleksyjni – mówi znany psycholog prof. Orlando d’Adamo. Nasze poczucie tożsamości opiera się na przekonaniu, że jesteśmy krajem bogatym, krajem nieograniczonych możliwości. Z kolei psychoanalityk starej szkoły pani Mirta Goldstein, która w jednym pokoju trzyma dzieła zebrane Freuda, a w drugim ma tradycyjną kozetkę, zauważa w „Los Angeles Times”, że niedawno, kiedy pacjenci mieli jeszcze pieniądze i do niej przychodzili, zaczęli skarżyć się na utratę poczucia bezpieczeństwa, brak wiary w siebie, strach i niepewność. „To prowadzi do kompleksu niższości i poczucia winy. Upadek ducha i załamania stają się coraz bardziej powszechne” – zauważa dr Goldstein.

Stan ducha

„Jak zatem objaśnić, że Argentyna, która zaledwie kilkadziesiąt lat temu cieszyła się jednym z najwyższych poziomów życia na świecie i wydawało się, że za kilka pokoleń będzie rywalizować ze Szwajcarią lub Szwecją, cofa się ku nędzy, chaosowi, dysfunkcji politycznej i gospodarczej tak dalece, że upodabnia się do niektórych państw afrykańskich?” – pyta Mario Vargas Llosa, jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy latynoamerykańskich. Przecież wydawałoby się – pisze Llosa – że Argentyna ma wszystko – od ropy naftowej, kopalin i zasobów morskich, po wielkie obszary żyznej ziemi, która wystarczyłaby, żeby być spichlerzem świata.

Jak na ogromny obszar, ludność Argentyny jest niewielka i kulturowo jednorodna – kontynuuje Vargas Llosa. Dawniej argentyńska oświata budziła uzasadnioną zazdrość całej Ameryki Łacińskiej, ponieważ należała do najlepszych na całym Zachodzie.

Polityka 4.2002 (2334) z dnia 26.01.2002; Świat; s. 34
Reklama