Archiwum Polityki

Rozpychanie dwunastki

Koalicja i rząd chcą dotrzymać danego słowa, że województw-regionów będzie jednak 15. Stosowny wariant przyjął Senat. Prezydent czynnie zaangażował się w popieranie SLD-owskiego wariantu utworzenia 17 województw. Nieoczekiwanie nowego blasku zaczęła nabierać proponowana pierwotnie przez rząd liczba - 12.

Gdyby nie wielogodzinne rozmowy liderów koalicji i tłumienie senatorskich dążeń do podtrzymania decyzji Sejmu o podziale kraju na 12 województw, zapewne w drugiej izbie parlamentu ostałaby się właśnie ta "parszywa dwunastka", która w miarę upływu czasu okazuje się rozwiązaniem najlepszym i paradoksalnie najmniej konfliktogennym. Nawet Aleksander Kwaśniewski uznaje ją wszak za dobrą całościową koncepcję.

Ustawa o trójstopniowym podziale administracyjnym kraju z trudem brnie przez legislacyjną ścieżkę, najprawdopodobniej po to, by potknąć się na prezydenckim wecie. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wydaje kolejne mapy, będące pochodną kolejnych kompromisów. Mapy te stają się coraz bardziej karykaturalne i powodują fale nowych protestów. W trakcie senackiej debaty wylała się ich cała rzeka. Bielsko-Biała chce do Krakowa, część gmin lubuskich głosuje za przyłączeniem do Wielkopolski, Bydgoszcz próbuje odzyskać toruńskie, które woli znaleźć się w Pomorzu Nadwiślańskim. Jak się z Toruniem nie uda, to bydgoskie chce wyrwać choćby ze trzy powiaty, aby zacząć przypominać w miarę poważne województwo, a nie mały, nieforemny, rogalik. Parlamentarzyści katowickiego z rosnącą zgrozą patrzą na zmniejszanie się ich województwa, które w przypadku utworzenia staropolskiego będzie mniejsze niż przed reformą gierkowską z roku 1975 i rzeczywiście pozostanie "czarną dziurą" bez zaplecza. Szczecinianie z nie mniejszym zdumieniem widzą, jak ich region staje się coraz mniejszym zapleczem portowym dla Berlina.

Tych wszystkich konfliktów oczywiście nie byłoby, gdyby koalicja uzgodniła wcześniej wewnętrzny kompromis na poziomie 12 województw (z ewentualnym uwzględnieniem aspiracji opolskich) i gdyby opozycja uznała, że do jakiegoś kompromisu czasem jednak dążyć warto.

Polityka 26.1998 (2147) z dnia 27.06.1998; Kraj; s. 22
Reklama