Poprzednio rozmawialiśmy w marcu 1993 roku na sarajewskiej ulicy. Był pan w polowym mundurze, wokół trwała wojna. Spytałem wtedy, czy to prawda, że jest pan Serbem, a pan odpowiedział, że to bez znaczenia, bo teraz jest pan mieszkańcem Sarajewa, który broni swojego miasta.
Byłem wtedy Serbem, byłem żołnierzem, byłem obrońcą Sarajewa. Byłem Serbem, bo urodziłem się w Belgradzie. Mój ojciec był tam nauczycielem, matka pochodziła z Wojwodiny. Ale od 1966 r. mieszkałem w Sarajewie i lojalność wobec tego miasta była w czasie wojny czymś ważniejszym od narodowości. No i poczucie sprawiedliwości: to nie Sarajewo napadło, ono się tylko broniło.
W Polsce trwa spór, czy płk Kukliński, który przekazywał do 1981 r. tajemnice wojskowe Amerykanom, był zdrajcą czy bohaterem. Sarajewo oblegali Serbowie. Pan stając po stronie Bośniaków zdradził swoich. Dokonał pan być może bardziej dramatycznego wyboru.
Tego wyboru dokonałem już wcześniej. Kiedy wojna wybuchła w Chorwacji, byłem szefem oddziałów obrony terytorialnej jugosłowiańskiej armii w Kisieljaku niedaleko Sarajewa. Podjąłem wtedy decyzję o przekazaniu uzbrojenia policji cywilnej Bośni i Hercegowiny. Przełożeni postawili mnie za to w stan oskarżenia, dostałem wyrok 9 miesięcy więzienia, ale za kratami nie zdążono mnie zamknąć, bo 6 kwietnia 1992 r. ludność Bośni i Hercegowiny ogłosiła niepodległość i wybuchła wojna. Jeżeli wcześniej mogłem zastanawiać się, czy jako oficer powinienem być lojalny wobec swojego dowództwa czy wobec mieszkańców tego kraju, to wtedy już dylematu nie było. Jugosłowiańska Armia Ludowa złamała konstytucję. Ona nie stanęła w obronie Jugosławii, ale opowiedziała się czynnie po stronie Serbów, oddała im swoje uzbrojenie. Więc kiedy zaproponowano mi funkcję zastępcy dowódcy armii BiH, zgodziłem się.