Archiwum Polityki

Obiad w muzeum

Mało kto już pamięta (zwłaszcza spośród młodszych czytelników "Polityki") jak wyglądały zakłady zbiorowego żywienia w PRL, zwane dla niepoznaki restauracjami. Jeśli ktoś ma ochotę na wspomnienia, niech zagłębi się w lekturę tego jubileuszowego odcinka naszej rubryki.

Kulinarne wędrówki po warszawskich lokalach zaczęliśmy, gdy mijał pierwszy szok reform Balcerowicza. Złotówka stawała się prawdziwym pieniądzem, na rynku pojawiły się produkty światowych firm, a restauracje z punktów zbiorowego żywienia przeistaczały się w miejsca, gdzie można dobrze zjeść, w których kelnerzy są ujmująco grzeczni (czasami nawet nadmiernie, co bywa krępujące), na ogół bardzo sprawni i - co jednak nie jest jeszcze powszechne - umieją wyjaśnić zawiłości restauracyjnego menu.

Bywanie w restauracjach jest kosztowną przyjemnością. Brak jest niewielkich, tanich lokali, do których średnio zarabiająca rodzina może pójść na niedzielny obiad czy kolację. Tak jest w krajach Europy Zachodniej. W Polsce restauracje, przynajmniej w Warszawie, dostępne są dla ludzi zamożnych i cudzoziemców. Dania są drogie, a wina jeszcze droższe. Przyzwoita proporcja pomiędzy ceną jedzenia i wina jest wówczas, gdy butelka zwykłego, stołowego wina kosztuje tyle, co przeciętne główne danie z karty. W Polsce to raczej rzadkość.

Obawy, czy starczy dobrych restauracji w Warszawie, by raz w miesiącu prezentować na łamach "Polityki" dwa lub trzy lokale, okazały się całkowicie bezzasadne. Mamy raczej kłopoty z nadmiarem. Musimy więc dokonywać wyboru, co widać również i w piątym (stąd jubileusz) tomiku przewodnika "Za stołem", który właśnie ukazał się na stołecznym rynku księgarskim. Wybraliśmy te restauracje, które lubimy, a równocześnie staraliśmy się zaprezentować różne narodowe kuchnie.

Gwiazdki, które przyznajemy lokalom, są wyrazem tylko i wyłącznie naszych gustów. Mają jedynie zorientować czytelnika i na pewno jest tak, że jednych krzywdzimy, innych zaś niesłusznie wywyższamy. Bierzemy pod uwagę różne czynniki. Przede wszystkim oczywiście smak potraw. Ale również sposób ich podania.

Polityka 26.1998 (2147) z dnia 27.06.1998; Społeczeństwo; s. 70
Reklama