W ostatnim czasie mamy do czynienia z prawdziwym boomem komiksowym, przypominającym złoty dla tego gatunku okres lat 70. Wtedy w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy i licznych wznowieniach rozchodziły się opowieści o niezwykłym milicjancie kapitanie Żbiku, a podobną popularnością wśród czytelników cieszyli się bohaterowie znani z telewizyjnego ekranu – Hans Kloss i Janosik. Błyskawicznie rozchodziły się też kolejne odcinki „Pilota śmigłowca” czy wojennej serii „Podziemny front”. W owym czasie ukazywał się także magazyn komiksowy „Relaks”, w którym drukowali na przykład Grzegorz Rosiński – twórca sławnego i posępnego Thorgala, czy Jerzy Christa – autor przygód sympatycznego Kajka i Kokosza.
Lata 80. i znaczna część następnej deka-dy to czas zapaści na polskim rynku komiksowym. Nie ukazywało się nic albo prawie nic. Potem pojawiły się wydawnictwa, które nie tylko postanowiły wskrzesić komiks w Polsce, ale też jeszcze postarały się pokazać jego ambitne oblicze na przekór stereotypowi, że z obrazkowych opowieści, infantylnych i podrzędnych w stosunku do poważnej kultury, z wiekiem się wyrasta. O tym, że jest inaczej, przekonał niedawno „Maus” Arta Spiegelmana – kontrowersyjny komiks o czasach Holocaustu, który u nas wywołał poruszenie i oburzenie głównie dlatego, że Polacy zostali w nim sportretowani pod postacią świń.
Detektywi mroku
W tej chwili najpopularniejsze komiksy sprzedają się u nas w nakładzie 5–6 tys. egzemplarzy (co przewyższa sprzedaż niejednej książki), pomału zaczynają powstawać księgarnie komiksowe, a konwenty miłośników opowieści obrazkowych często gromadzą ponad tysiąc osób. Mamy także coraz więcej tłumaczeń ambitnych serii, wraz z inwazją komiksu pojawili się u nas bowiem nowi bohaterowie – o wiele ciekawsi od poczciwego i leciwego już Batmana czy Supermana.