Archiwum Polityki

Głowa bez tułowia

Czarny obraz białego sportu

Występ na igrzyskach olimpijskich 1976 r. w Innsbrucku nazwano „przesławnym laniem”. Powtórzenie dziś rezultatów sprzed 26 lat w Salt Lake City przez reprezentantów Polski, poza Małyszem, byłoby... sukcesem. Na igrzyska wyjeżdża najskromniejsza od lat ekipa. Zaledwie ośmiu narciarzy i to tylko dlatego, że wysyłamy aż pięciu skoczków ze względu na start w kon-kursie drużynowym.

Narciarstwo na poziomie międzynarodowym, poza skokami, praktycznie w Polsce przestało istnieć. W biegach, kombinacji norweskiej (przed laty najmocniejsza konkurencja) biją już Polaków Estończycy i Łotysze. Podczas inauguracyjnych zawodów sezonu 2001–2002 o Puchar Świata w biegach w Kuopio startująca tam Polka zajęła na 10 km ostatnie, 90 miejsce. Oprócz czołówki światowej biegło tam także pięćdziesiąt fińskich juniorek. W innych startach było niewiele lepiej.

Skoki w pustkę

Od zdobycia tytułu mistrza świata w biegu na 15 km i trzeciego na 30 km przez Józefa Łuszczka w Lahti mijają 24 lata i nikt z jego następców nie zbliżył się nawet do pierwszej dwudziestki na świecie. Jeszcze gorsza sytuacja panuje w kombinacji norweskiej, niegdyś najsilniejszej konkurencji w polskim narciarstwie. Od 11 lat także w konkurencjach alpejskich nie było polskiego narciarza w pierwszej trzydziestce Pucharu Świata. Jedyny wyjątek stanowi Andrzej Bachleda jr, ale on wychował się i mieszka we Francji.

Nawet w skokach, które dzięki Małyszowi stały się wizytówką nie tylko narciarstwa, lecz całego polskiego sportu, sytuacja nie jest wcale budująca. W Polsce nie bardzo jest gdzie skakać. Były skocznie w Nowym Targu, Chochołowie, Dzianiszu, Bytowie, Koniakowie, Bystrej, Cichem, Kościelisku, Szaflarach – to tylko okolice Zakopanego – lecz rozpadły się ze starości.

Polityka 5.2002 (2335) z dnia 02.02.2002; Społeczeństwo; s. 78
Reklama